
Adam Ejnik
a.ejnik@kurierkurierzurominski.pl
Do redakcji Kuriera przyszła młoda kobieta. Była roztrzęsiona. – 5 godzin szukałam w szpitalu pomocy. Przez 5 godzin moje dziecko cierpiało. Ja nie mogę tego tak zostawić – mówiła.
Do zdarzenia doszło dzień wcześniej w czwartek w żuromińskim szpitalu. Przedstawiamy Państwu list do redakcji, napisany przez matkę. Żadne słowa lepiej nie oddadzą jej bezsilności.
Droga Redakcjo!
Czytając Wasze reportaże, często jest mi bardzo przykro, że ludzi w naszym powiecie spotykają niemiłe zdarzenia. Czasami też myślałam, że ludzie przesadzają i że to, co piszecie, to są pojedyncze incydenty i chyba nie ma co takich rzeczy nagłaśniać. Nigdy nie myślałam, że mnie to też spotka, ale niestety: w dniu 9 sierpnia trafiłam ze swoim 4-letnim dzieckiem z podejrzeniem złamania ręki do żuromińskiego szpitala. Wszystko szło szybko w poradni dziecięcej bez kolejki z miłą obsługą pielęgniarek i lekarzy wydano mi skierowanie do poradni chirurgicznej, ale na tym się skończyło dobre i zaczęła się gehenna. Poszłam do rejestracji. Tam mi powiedziano, że chirurg nie będzie dziś więcej osób przyjmował, ale żebym poszła do lekarza i się zapytała, czy przyjmie dziś małe dziecko z podejrzeniem złamania ręki. Niestety, lekarz stanowczo powiedział, że nie przyjmie, bo ma za dużo pacjentów i musi około godziny 15 zwolnić miejsce dla ortopedy. Co zrobić w takiej sytuacji?! Nikt tego nie wie. Co z przysięga Hipokratesa?
Wróciłam więc do poradni dziecięcej, tłumacząc, że lekarz mnie nie przyjmie i co mam zrobić. Wydano mojemu dziecku skierowanie na oddział chirurgiczny, przecież w tej sytuacji, gdy jest skierowanie na oddział, któryś z lekarzy musi przyjść i obejrzeć moje dziecko, żeby potwierdzić, czy to jest złamanie. Niestety i to skończyło się klęską, ponieważ lekarz stwierdził, że na oddział przyjmuje się tylko obłożnie chorych, a nie małe dzieci z podejrzeniem złamania ręki. Zadałam sobie kolejne pytanie. Czy to jest szpital, czy cyrk? Ze łzami w oczach błąkałam się po szpitalu z małym dzieckiem , które po kilku godzinach nie miało już siły chodzić. Jedynym wyjściem było pójście do dyrektora szpitala, aby uzyskać pomoc. Innego rozwiązania w takiej sytuacji już nie widziałam. Ze łzami w oczach tłumaczyłam dyrektorowi, co się dzieje w jego szpitalu, jak jego lekarze traktują pacjentów, przecież tak nie może być, że człowiek potrzebuje pomocy, a nikt nie chce mu jej udzielić. Dyrektor postanowił zainterweniować w tej sytuacji i trochę sprawa się ruszyła. Dyrektor powiedział, że jeśli ręka będzie złamana, wyciągnie konsekwencje od lekarza (chirurga), który odmówił przyjęcia mojego dziecka (ciekawe, czy tak się stanie?). W poradni dziecięcej wydano mi skierowanie na prześwietlenie ręki i co się okazało, ręka była złamana.
Po kilku godzinach biegania po całym szpitalu, w końcu jeden z lekarzy obejrzał moje dziecko. Dziecko ma już gips i czuje się lepiej, ale czy musiało tyle wycierpieć, przecież to był mały wypadek i w tej sytuacji lekarz chyba powinien przyjąć, nawet jeśli ortopeda czekałby 5 minut. Jak wytłumaczyć czterolatkowi, że jeszcze dziś będzie go bolała ręka i przyjedziemy jutro? Może jutro, jak przyjedziemy na 7 rano, to zostaniemy przyjęte. Szpital żuromiński to jeden wielki bałagan.
Pojawia się pytanie, gdzie są władze naszego powiatu wobec kolejnej tak ewidentnej skargi na działania lekarzy z żuromińskiego szpitala. Ile musi być jeszcze takich przypadków, żeby w końcu ktoś zajął się tym, co się dzieje w żuromińskim szpitalu i z tym, jak nasi lekarze traktują pacjentów. Czy musi dojść do tragedii??”
.
Dodaj komentarz