Poparzeń w Żurominie nie wyleczono

Kobieta z poparzeniami ciała drugiego stopnia trafiła do żuromińskiego szpitala. Po dwóch tygodniach została wypisana do domu. Stan zdrowia kobiety zaczął się jednak pogarszać. Mimo próśb rodziny nie została ponownie przyjęta na oddział. Trafiła do szpitala w Sierpcu. Tam po kilku tygodniach została wyleczona.
Poparzona kobieta nie zosta�a zakwalifikowana do leczenia szpitalnego w �urominie

Ewa Jabłońska

e.jablonska@kurierkurierzurominski.pl

Pani Alina z Będzymina poparzyła się wrzątkiem. Poparzenia były na tyle poważne, że została przyjęta na oddział chirurgiczny żuromińskiego szpitala. Miała poparzone obydwie nogi.

– Mama miała poparzenia drugiego stopnia na 20% ciała – mówi córka pani Aliny.

Po 2 tygodniach pobytu w szpitalu lekarz stwierdził, że stan pacjentki jest dobry i wypisał ja do domu. Miała jedynie co 2 dni przyjeżdżać do szpitala na zmianę opatrunków. W domu jednak stan zdrowia kobiety się pogarszał. Rany na poparzonych nogach się nie goiły. Kobieta gorączkowała.

– Mama nie była wstanie wstać z łóżka, bardzo źle się czuła – opowiada rozżalona córka.

Okazało się, że rany są zakażone bakteriami. Rodzina kobiety prosiła, żeby ponownie została przyjęta na oddział szpitalny. Lekarz jednak odmówił i przepisał antybiotyk.

– Lekarz powiedział, że nie takie poparzenia leczył w domu – opowiada córka – Nie zgodził się przyjąć mamy na oddział.

Chirurg przepisał również lek, którym kobieta miała być w domu smarowana. Zalecił kąpiele.

– Wykąpanie mamy samemu w domu było dla nas bardzo trudne, ponieważ nie była ona w stanie nawet wejść do wanny – żali się córka – Na dworze mróz, a po takiej kąpieli miała być zawieziona do żuromińskiego szpitala, żeby rany zobaczył lekarz.

Rodzina miała już dość tego wszystkiego. U innego lekarza poprosili o skierowanie do szpitala w Sierpcu. Pani Alina została przyjęta na oddział chirurgiczny sierpeckiego szpitala.

– W Sierpcu już po około tygodniu stan mamy się znacznie poprawił – opowiada córka.

Kobieta spędziła tam ponad miesiąc. Rodzina ma pretensje do żuromińskich chirurgów, że zbagatelizowali stan pacjentki. Ich zdaniem była leczona w nieodpowiedni sposób i zbyt wcześnie wypisana do domu.

[b]

Zdaniem chirurga hospitalizacja nie była potrzebna[/b]

Z informacji udzielonej przez koordynatora oddziału chirurgicznego żuromińskiego szpitala doktora Pawła Urbańskiego wynika, że pacjentka została wypisana po 2 tygodniach ze szpitala w stanie ogólnym dobrym, podczas pobytu nie gorączkowała, a rany były czyste i goiły się dobrze. Nie był więc konieczny dalszy pobyt w szpitalu. Została wypisana ze szpitala ze względu na ryzyko zakażenia czystych ran, które rośnie wraz z przedłużającym się czasem hospitalizacji. Doktor twierdzi, że podczas pierwszej wizyty w poradni chirurgicznej rany były nadal czyste. Natomiast przy drugiej wizycie zauważono, że rany zaczynają ropieć. Zrobiono badania, a następnie lekarz zalecił leczenie antybiotykiem. Rany zaczęły się oczyszczać. Na kolejnej wizycie u doktora Urbańskiego pacjentka nie gorączkowała, a rany oczyszczały się. Poinformowano nas również, że wówczas córka pani Aliny poprosiła o ponowne przyjęcie mamy do szpitala. Z braku tego dnia wolnych miejsc w izolatkach na oddziale chirurgicznym, a także z powodu tego, że kobieta zdaniem chirurga nie wymagała pilnej hospitalizacji, umówił się z nią na następny dzień. Pani Alina do lekarza się nie zgłosiła.

Dodaj komentarz

Kliknij by dodać komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.