
Tadeusz Manista
tadek.manista@op.pl
Przyjaciele, czy wrogowie?
Początek II w.ś. – Franciszkowo. Zimą, w domu pp. Przyborowiczów zjawia się kilku Czechów w mundurach armii niemieckiej. Kilkuletnia Kazia przygląda się przybyszom z zainteresowaniem i w żaden sposób nie może ich zrozumieć. Pyta więc swoją mamę, o co im chodzi. W odpowiedzi słyszy, że są w drodze na front wschodni i przybyli do Franciszkowa wraz z Niemcami. Walczą u ich boku. Kazia zapamiętuje ich zimowe czapki. Żołnierze są zziębnięci. Wskazują na ogień, ogrzewają się, porozumiewają się z gospodynią. Ich oddział zatrzymał się we dworze, jednak nie dla wszystkich wystarczyło miejsca.
SS – man
Będzymin. Zbliża się koniec wojny. W październiku (lub listopadzie)’45 dochodzi do spotkania młodego chłopaka z SS – manem. 16 – letni Czesław Oleksy wchodząc do szopy, spostrzega ukrytego pod tokiem mężczyznę w mundurze SS. Żołnierz mówi po polsku: „Zostaw mnie w spokoju, to nic ci nie zrobię. Nikomu nie mów o tym spotkaniu”. Ponadto informuje Cześka, że udaje się do Głębokiej, aby tam wykonać wyrok. Chłopak nie przestraszywszy się, pośpiesznie wraca do domu i o całym zajściu powiadamia ojca. Czym prędzej zostają powiadomieni żołnierze radzieccy w Żurominie (prawdopodobnie NKWD). Rosjanie przybywają i otwierają ogień. Dzięki pociskom zapalającym tak szopa, jak inne budynki gospodarcze stają w płomieniach. Osaczony SS – man wymyka się. Jednak z nieznanej przyczyny po chwili wraca do płonącego budynku. Mija czas, po którym zabudowania dogasają. Zwęglone ciało SS – mana zostaje pogrzebane na miejscu. Jedyną pamiątką po nim jest klamra z pasa ukrytego w murze, z napisem: „Gott mit uns” – Bóg z nami.
Polskie świnie
II w.ś. w Żurominie. Do sklepu volksdeutscha Chojnackiego mieszczącego się przy dzisiejszym pl. Piłsudskiego 4 wchodzi Stanisława Marcinkowska. Przyszła kupić materiał do uszycia sukienki. Długo zbierała na niego tzw. „punkty”. Nienawidzący Polaków volksdeutsch złośliwie przeciął materiał nożycami na połowę, żeby nic nie można było z niego uszyć. Po chwili jeszcze jedno upokorzenie spotyka dziewczynę. Oto siedząca na fotelu żona Chojnackiego wydaje pogardliwą dyspozycję: „Drzwi otworzyć, bo śmierdzi. Świnie polskie były”.
Gruzinka w Wiadrowie
Zawiłe były losy powracających z wojny robotników przymusowych. Jeden z nich – Jan Stelmasiak wrócił do domu z Gruzinką, kobietą o wyjątkowej urodzie (wdową po oficerze radzieckim), którą poznał na robotach. Po około roku kobieta wraz z trójką dzieci opuściła mężczyznę i wyjechała do Rosji. Mówiono o niej, że pojechała za swoimi.
Kiedy milkną strzały
Żuromin, rok 1946. Wczesny ranek. Pani Sarnecka mieszkająca na ul Bieżuńskiej (dzisiaj Warszawska) wychodzi przed dom. Umilkły strzały w jej domu, w pogoni za Stanisławem Bybrem – „Wrzosem”. Dostrzega kilka postaci zbliżających ulicą. Jedną z nich jest Zenobia Rychcik z d. Byber. Prowadzona jest wraz z mężem Henrykiem przez dwóch funkcjonariuszy UB z Żuromina. Starsza kobieta stojąca w drzwiach słyszy dokładnie jej słowa: „Panowie to pomyłka. Dokąd nas zabieracie?”. W odpowiedzi jest tylko milczenie. Zenobia zwraca swoją twarz w kierunku Sarneckiej i pyta: „A co ze Stachem?” (Stanisław Byber – rodzony brat Zenobii). – „Stacha już zabrali” – odpowiada jej kobieta ( nie było to prawdą, gdyż Stach uciekł, o czym nie wiedziała). 18 listopada Zenobia i Henryk zostali zamordowani strzałami w głowę, 200 m. od sierpeckiej szosy za Bieżuniem.
Fałszywy przyjaciel
Początek wojny w Żurominie. Eingedeutsch Kółkowski, widząc stadko gęsi pływające na bagnie (późniejsze tzw. „jajko”), nakazuje swojemu najlepszemu przyjacielowi sprzed wojny: „Żeby mi żadna gęś stąd nie zginęła!”. Polak odpowiada mu: „ To nie są moje gęsi i nie będę ich pilnował”. W odpowiedzi na taką postawę Kółkowski dotkliwie bije swojego przyjaciela. Innym razem uderza go drewnianą pałką w dłoń, łamiąc mu kciuk. Robi to tylko dlatego, że Polak śmie prosić o niezabieranie mu worka fasoli, tylko pozostawienie go dla dzieci.
Zagadkowa śmierć generała
28 marca 1947 r. Generał Karol Świerczewski, udający się na inspekcję do Cisnej, znajduje się w pobliżu Jabłonek pod Baligrodem. Nagle padają strzały. Ginie generał wraz ze swoim adiutantem i kierowcą. Za śmierć obwinieni zostają członkowie UPA (Ukraińska Partyzancka Armia) operujący na tym terenie. Kosek ze Sławęcina służy w tym czasie w wojsku i znajduje się w tym czasie, w tym miejscu. Ponadto widzi, kto strzela do generała. Po kilkudziesięciu latach mężczyzna będzie utrzymywał, że zabili go swoi, a nie partyzanci z UPA.
Spojrzeniem moim
Niemałym zaskoczeniem dla mnie była obecność żołnierzy Czechosłowackich we Franciszkowie. Na dokładkę służących u boku Niemców. Po aneksji Czechosłowacji dokonanej przez Niemcy 15 marca 1939 r. część Niemców zamieszkałych w tym kraju wstąpiła lub została wcielona do armii niemieckiej.
Wydaje się mało prawdopodobne, aby SS – man z będzymińskiej szopy był faktycznie żołnierzem niemieckim. Bardziej prawdopodobne jest to, że był to polski partyzant przebrany w niemiecki mundur, mający do wykonania konkretne zadanie w miejscowości Głęboka. Dziwnym wydaje się fakt, że poinformował o tym młodego człowieka. Być może liczył na wyrozumiałość i zrozumienie okoliczności, w jakich się znalazł. Mimo powyższego Czesław powiadomił ojca. Sprawa ta jest możliwa do wyjaśnienia, gdyż znam miejsce pochówku tego żołnierza. Wiąże się to jednak z ekshumacją i badaniami DNA.
Na niektóre sprawy jest za późno. Nie dowiem się o szczegółach zabicia gen. Świerczewskiego „Waltera”, gdyż nie żyje już naoczny świadek tego wydarzenia. Posiadam jedynie ten szczątkowy przekaz, z którego jednak niewiele wynika. Podzieliłem się nim w nadziei, że kiedyś ta zagadka zostanie rozwiązana.

Dodaj komentarz