
Adam Ejnik
a.ejnik@kurierkurierzurominski.pl
Pani Romualda mieszka w Żurominie. Jej dom znajduje się na skrzyżowaniu dwóch dużych i ruchliwych ulic. W drewnianej skromnej parterówce mieszka od zawsze. Kobieta wiele już w swoim życiu przeżyła , ale wydarzenia z grudnia będzie wspominała długo.
Łania wskoczyła do domu
Była godzina 7:30. Pani Romka jak co rano szykowała się do śniadania. Odkąd wróciła ze szpitala, takie codzienne czynności przychodziły jej z dużym trudem. Żurominianka przed kilkoma miesiącami przewróciła się i złamała nogę. W szpitalu kość zespolili śrubami.
– Niby jest wszystko dobrze, ale chodzi się ciężej niż przed złamaniem. I boli – mówi pani Romka.
Tego ranka popatrzyła trochę w telewizor, dołożyła do pieca i poszła do kuchni. W momencie, kiedy otworzyła drzwi kuchenne, rozległ się ogromny łoskot. Przez zamknięte okno do kuchni wskoczyło olbrzymie zwierzę.
– Znieruchomiałam. Tak jakby paraliż zabrał mi wszystkie siły – mówi żurominianka – Ze strachu nie mogłam nawet wołać o pomoc.
Po chwili kobieta się ocknęła. Otworzyła drzwi wejściowe. Nic nie musiała mówić. Grupa chłopców z miejscowego gimnazjum szła właśnie do szkoły. Widzieli całe zdarzenie. Gimnazjaliści weszli na podwórko.
[b]Przychodzi pomoc[/b]
– Pomóżcie mi – powiedziała pani Romka.
Chłopcy zadzwonili na policję. Całe zdarzenie obserwowali z zewnątrz.
– Sarna (okazało się później, że to nie była sarna, a łania – samica jelenia – dop. autor) biegała po jednym podwórku – relacjonuje zdarzenie Kamil pierwszoklasista z gimnazjum – Nagle się przestraszyła. Zobaczyła ludzi, ulicą jeździły samochody. Przeskoczyła przez ogrodzenie i wbiegła do tej pani na podwórko. Nagle znalazła się w rogu między małym drewnianym budynkiem i zabudowaniami z sąsiedniego podwórka – mówi z przejęciem chłopiec – I wtedy wskoczyła przez okno – dodaje.
Na miejscu po kilku minutach pojawiła się policja. Patrol prewencji zbadał sprawę. Policjanci zaopiekowali się starsza kobietą, która już zmarzła na dworze. Zaprowadzili ją do radiowozu i wezwali pomoc.
Na miejscu pojawił się powiatowy lekarz weterynarii Ryszard Gałka. Okazało się, że zwierzę żyje i ma tylko powierzchowne skaleczenia.
– Gdyby to była sarna, wziąłbym zwierzę na ręce i wywiózł do lasu – mówił weterynarz – W przypadku łani nie będzie to takie proste – dodał.
[b]Lekarz nie zdecydował się uśpić zwierzęcia[/b]– To czasem w przypadku dzikich zwierząt jest ryzykowne – mówił.
Z pomocą policjantów zdecydowano się spłoszyć zwierzę na obrzeża miasta.
Ta niecodzienna sytuacja wydarzyła się niemal w centrum miasta. Na skrzyżowaniu czterech ulic – Żeromskiego, Wyzwolenie, Mławskiej i Wiadrowskiej.
Grupę łań obserwowano tego dnia od wczesnych godzin rannych.
– Widok był niesamowity – mówi mieszkanka Żuromina – Kilka łań spacerowało sobie rankiem ulicą Żeromskiego – trochę się bały, bo ulicami jeździły samochody.
– To niestety coraz częstsze – mówi nam zaprzyjaźniony leśnik – Zwierzęta leśne coraz mnie się boją, coraz częściej przychodzą do wsi i miast, bo tu łatwiej o pokarm.
Całe zdarzenie skończyło się szczęśliwie. Nikt nie ucierpiał. Pani Romka wróciła już do normalnego życia
Łania też najprawdopodobniej przebywa w swoim naturalnym środowisku. Pewnie szybko do miasta się nie wybierze.
Dodaj komentarz