Osobowość księdza Charszewskiego

Jedną z ciekawszych żuromińskich postaci początku XX wieku był z pewnością ksiądz rektor Ignacy Charszewski. Ten autor monografii Żuromina i publicysta był prawdziwym przyjacielem żurominian, dobrym gospodarzem, a przede wszystkim dbał o reputację naszego miasta, publikując na jego temat liczne artykuły w lokalnej prasie.
Kartka przedstawia �uromi�ski ko�ci� na prze�omie XIX i XX wieku. Jest ona w�asnor�cznie podpisana przez Ksi�dza Ignacego Charszewskiego

Adam Ejnik

a.ejnik@kurierkurierzurominski.pl

Ksiądz Charszewski urodził się w 1869 roku we wsi Lenie koło Dobrzynia. W dzieciństwie uczył się języka francuskiego i niemieckiego, pobierał też lekcje gry na fortepianie. Ukończył Gimnazjum w Płocku i tutejsze Seminarium Duchowne, później studiował na Akademii Duchownej w Petersburgu.

Ksiądz Charszewski został rektorem żuromińskiego kościoła w 1902 roku. Kościół wówczas należał do parafii Lubowidz. Owocem pobytu w Żurominie było wydanie niewielkiej monografii naszego miasta. Rzecz dotyczyła przede wszystkim cudownego obrazu Matki Boskiej Żuromińskiej. Ksiądz podczas trzech lat pracy w Żurominie publikował w Echach Płockich i Łomżyńskich pod pseudonimem Żurominiak artykuły dotyczące naszego miasta. Pewnego razu odwiedził go nawet korespondent tej gazety. W Echach Płockich z 1905 roku czytamy artykuł A. Grabowskiego:

„Do Żuromina zajechałem już w noc ciemną. Proszę wyobrazić sobie moje zdumienie, gdy w przebłyskach jaśniejszych, gdzie światło padał o z okna, ujrzałem jakieś wielkie wody, o czem zresztą przekonałem się wkrótce z chlupania tej wody pod kopytami końskiemi. (…) zajechałem do rektora kościoła po-klasztornego ks. Ignacego Charszewskiego, znanego dobrze czytelnikom z artykułów w różnych czasopismach, pomieszczanych, pomiędzy innemi i w Echach, i z kilku wydawnictw w postaci książek i książeczek.

W tych murach klasztornych o suficie sklepionym żyje i przebywa ks. rektor, jako pasterz duchowny żurominiaków, z któremi nawet podobno zżył się nieco (…) Księdza rektora zastałem przy stole, na którym rozłożone były pisma. Czerpał z nich w tej chwili wiadomości polityczne i niepolityczne i komentował je zapewne w swej myśli w tej ciszy klasztornej, dokąd odgłosy życia szerokiego świata dochodzą właśnie przez gazety (…)

A gdym położył się na spoczynek w jednej z cel klasztornych, to przy plusku deszczu myślałem o tych braciach zakonnych, którzy tu przebywali, o tem wszystkim co robić tu mogli (była nawet słynna szkoła żuromińska utrzymywana przez zakonników) i o tym młodym księdzu Ignacym, którego żałowałem(…)

Ale nazajutrz przekonałem się, że moje wywody nocne były błędne, że niepotrzebnie żałowałem księdza rektora. Przekonałem się, jakim pożytecznym może być osobnik w każdej doli i w każdej okoliczności, jeżeli tylko ma dobrą wolę. Ks. rektor nie tylko jest pasterzem duchownym, jest jednocześnie nauczycielem, dobrym doradcą w życiu praktycznem, a przedewszystkiem dobrym przykładem dla swego otoczenia.

Estetyka, zmysł porządku księdza nie mogły znieść tego zaniedbania i wprost niechlujstwa, jakie panowało naokoło kościoła i budynków poklasztornych. Więc wziął się ten książkowiec do uporządkowania otoczenia kościoła i mieszkania swego. Błoto usunął, częścią porobił trawniki, częścią wybrukował tam, gdzie było tego potrzeba, usypał żwirem porządne ścieżki, dawniej zawsze błotniste. Zagrodził trawniki kamieniami na biało umalowanemi, pozasadzał naokoło domu krzewy, jednym słowem zrobił porządek możliwy. Nie wspominam nic o robotach w samym kościele, jakie przeprowadził.

A robił to wszystko nie tylko dla siebie, dla własnego poczucia estetycznego, ale z myślą dla innych, dla swych żurominiaków, aby pojęli, że z błotnisk, kałuż można zrobić przyjemne otoczenie. I może niejeden gospodarz żuromiński poszedł za tym przykładem. A może i gmina żuromińska zawstydziła się nieco, ze ksiądz zrobił tak dużo i natchnęła się dobrą myślą, aby (…) rynek doprowadzić do porządku. rynek zadrukowują corocznie częściami i jest nadzieja, że za lat kilka cały nabity będzie brukowcem, a wówczas zniknie owa wielka kałuża na środku rynku z brudną, cuchnącą wodą i zniknie wówczas podanie o zatopionym wozie z koniem. Tak, ksiądz Ignacy, który wciąż wstydzi żurominiaków owem podaniem, stanowczo był potrzebny w Żurominie, jako dobry nauczyciel i przewodnik.” (pisownia oryginalna – ae)

W ten sposób kończy się relacja korespondenta „Ech Płockich”, inaczej kończy się historia samego księdza, o wiele tragiczniej. Na początku II wojny światowej najeźdźcy niemieccy aresztowali księdza – powodem aresztowania miały być żarliwe patriotyczne kazania. Byłego żuromińskiego rektora więziono w Dębowej Łące, Chełmnie, Stutthofie. Jego cierniowa droga skończyła się w Sachsenchausen, gdzie przebywał od 10 kwietnia 1940 roku. Ksiądz Charszewski ze względu na podeszły wiek nie mógł sprawnie wykonywać komend, za co był strasznie bity od momentu przyjazdu. Przeżył tu 3 dni. Męczarnie znosił w ciszy. Zmarł 14 kwietnia 1940 roku na skutek ciężkiego pobicia.

Gwoli uzupełnienia tego artykułu, który pojawił się w Internecie, pragnę dodać dwa komentarze, które księdza Charszewskiego stawiają w nieco innym świetle i pokazują drugą stronę jego osobowości.

Komentarz I W. Malinowski

Przykro mi bardzo, że jestem w posiadaniu broszury wydrukowanej przez ks. Charszewskiego w 1936r. w Dobrzyniu nad Drwęcą gdy był tam proboszczem. Ten święty człowiek był siewcą największej nienawiści między narodami zamieszkałymi w Dobrzyniu i w swych broszurach jak i kazaniach nawoływał do rozprawienia się z Żydami w sposób ekonomiczny i fizyczny. Gorszym od niego był chyba tylko ksiądz Trzeciak z Warszawy, zresztą jeden z niewielu Polaków, którzy proponowali Niemcom stworzenie państwa polskiego na wzór faszystowskiej Słowacji czy protektoratu.

Ich „patriotyzm” skończył się tak samo. Niemcy nie potrzebowali polskich antysemitów – intelektualistów. Obydwaj skończyli na tych samych rusztach ze swoimi znienawidzonymi Żydami a ich popioły zostały przemieszane.. Na życzenie zainteresowanych jestem w stanie dostarczyć oryginalne broszury tego świętego człowieka. Obydwaj mają prawo, by o nich zapomnieć.

Komentarz II andsol

Niestety, poglądy Ignacego Charszewskiego zachowały do dziś zdolność siania nienawiści – jego „Królestwo Szatana” jest reprodukowane i dopełniane równej wartości komentarzami w Internecie. I nie był to jeden z szeregowych księży, wtopiony w złe tradycje. Jak pisze teolog Ronald Modras w „Kościół katolicki i antysemityzm w Polsce w latach 1933 – 1939″ , str.317) Jawne usprawiedliwianie nienawiści przez księdza Charszewskiego stanowiło wyjątek.. Wcześniej, na str.259, pisze: Należy zauważyć, że nawet w kontekście katolickiego tradycjonalizmu w Polsce ani Trzeciak, ani Charszewski nie byli typowi. Obaj zajmowali skrajne stanowisko. Lecz mimo podżegającego, często oburzającego języka, jakim wyrażali swój antysemityzm, żaden z nich, o ile wiem, nie był ani publicznie upomniany, ani zdyscyplinowany przez kościelnych zwierzchników. Wręcz przeciwnie, obaj zostali wyniesieni przez biskupów i Stolicę Apostolską do zaszczytnej godności prałata.

Osobiście zapoznałem się z kilkoma pismami Ignacego Charszewskiego. I rzeczywiście człowiek ten był żarliwym antysemitą nawołującym w czasach przedwojennych do nienawiści do Żydów.

   

Dodaj komentarz

Kliknij by dodać komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.