
Adam Ejnik
a.ejnik@kurierkurierzurominski.pl
Posłuchajmy opowieści o Żurominie i kościele żuromińskim księdza Ignacego Charszewskiego służącego w Żurominie w latach 1902-1905:
„Żuromin położony jest pośrodku drogi pomiędzy Mławą, a Sierpcem, w sąsiedztwie Bieżunia, nieopodal rzeki Działdówki, która w najbliższym punkcie, w Poniatowie, na trzy wiorsty odeń przepływa (…) Nie tak dawne czasy, kiedy Żuromin opasany był podwójnym pierścieniem borów i łąk, przyczem łąki stanowiły pierścień wewnętrzny, jakby obszerną polanę, na której gruby zwierz trawożerny szukał pożywienia. (…) Żuromin otaczały wielkie bory. Dziś owych borów ani śladu nie pozostało, albo raczej sterczą po nich tu i ówdzie, jakby smutne pogrobowe świadki przeszłości, karłowate sosny. Pozostał jeno pierścień łąk ogromny, po za którym usiane kamieniami rozciągają się pola uprawne. Obnażona z lasów wyłoniła się monotonna, niemal wrażenie pustyni sprawiająca równina, pośrodku której wznoszą się kolosalne, jak na prowincyę mury kościoła. Z oddalenia giną z oczu gromady domostw maluczkich, na nieboskłonie zarysowywa się jedynie potężna sylwetka gmachu kościelnego. Z ponad ołtarza wielkiego wyrasta zeń sygnaturowa wieżyca, z krzyżem na szczycie.
Jeśli okolice Żuromina z goła niczem oka nie wabią i nie bawią, to i sam Żuromin stanowi dla świątyni zgoła niestosowne ramy. Rozłożona dokoła szeregu niezwykle wielkich rynków, biegnących po linii długości kościoła, przedstawia on widok nędzny, prawie ohydny. Domostwa więcej niż skromne, zadrzewienie więcej niż skąpe, a co najgorsza – zamiast bruków, wszędzie cuchnące i grzązkie błoto, w którem podczas targów poniedziałkowych roją się ludzie i zwierzęta domowe. Pośród rynków pełno brudnych stawów, jeszcze więcej nigdy prawie nie wysychających kałuż i bagnisk. Możnaby więc bez najmniejszej przesady powiedzieć, iż kościół tu w ramy z błota oprawny, gdyby nie otoczenie jego bezpośrednie, niedawno do porządku przyprowadzone.
A jednak ten kościół zawiera skarb nieoceniony, skarb któremu Żuromin swój rozwój zawdzięcza. (…)Obraz cudowny.”
Zupełnie niedawno udało mi się zakupić Przegląd Katolicki z 1904 roku i tu znowu udaje mi się znaleźć artykuł dotyczący Żuromina. Artykuł podpisano pseudonimem „Żurominiak”. Dziś dobrze nam wiadomo, że takim pseudonimem posługiwał się w latach 1902-1905 ks. Ignacy Charszewski.
„Żuromin, nędzna osada w guberni płockiej, słynie z posiadania jednego z najpiękniejszych w dyeceyi kościołów, a w kościele cudownego obrazu Matki Boskiej. Kto dziejów kościoła i obrazu ciekawy, tego odsyłamy do książeczki ks. Charszewskiego, niedawno wydanej. Tu chciałbym podnieść tylko na pochwałę Żuromina, że tak świetnie, jak na swoje siły, uczcił jubileusz Niepokalanego Poczęcia w dniu 8 grudnia r. 1904. Cały kościół wewnątrz i zewnątrz oświetlony był nieprzeliczonym mnóstwem świateł, prawdziwie al giorno. Zwłaszcza ołtarz wielki, w którym za zasuwą obrazową znajduje się obraz cudowny. Na wszystkich trzech kondygnacyach wspaniałego ołtarza w stylu odrodzenia z ozdobami barkowemi, we wszelkich załamach i zaułkach ołtarzowych płonęły jużto świece olbrzymie, już lampki. U stóp ołtarza dwie wieżyczki, od dołu ubrane zielem żywem (kwiatami doniczkowemi), od góry płonącemi świecami. Ze stropu zwieszały się kształtem festonów wielkie sznury z jałowcu. Ponad prezbiterium, tak, aby obrazu cudownego nie zasłaniał, zwieszał się piękny, wielkich rozmiarów transparent z napisami różnokolorowemi: u góry monogram Matki Boskiej, tuż pod nim napis historyczny z dziejów objawień z Lourdes: „Jam jest niepokalane poczęcie”; wreszcie u dołu daty: 1854 8/XII 1904. Światło buchało z okien kościelnych na zewnątrz. Wieża sygnaturkowa oświetlona, również grzemsy frontu. Przed figurą Matki Boskiej w Jej ogródku od frontu kościoła – monogram z lampek różnokolorowych, uliczka ubrana lampionami chińskiemi. W końcu iluminowane były wszystkie mieszkania prywatne katolickie, z któremi jaskrawy kontrast stanowiły ciemne mieszkania żydowskie. Dało to wprawdzie pohop kilkunastu wyrostkom do nagannej demonstracyi przez bombardowanie kamieniami do drzwi domów żydowskich. Skarceni za to zaniechali jej; zgoła zresztą nie przedstawiała się ona groźnie : był to raczej wyskok rozochoconych dzieciaków, na który żydzi nawet nie uważali za właściwe reagować. Drugie nieszpory odprawione były z całą solennością, przepisaną w osobnym cyrkularzu przez dawnego Administratora diecezyi, prał. Nowowiejskiego, a nadto z kazaniem, które wygłosił proboszcz z Zielonej, ks. Brzozowski. Na sumie kazał ks. Dołęgowski, prob. z Lubowidza. Masy ludu przepełniały świątynię. Po drugich nieszporach przy rynku pod kościołem, spalone były ognie sztuczne. Mieszkańcy byli w nastroju uroczysto – radosnym. Dzień 8 grudnia r. 1904 zapisze się w pamięci mieszkańców Żuromina jako wspomnienie jednego z dni najpiękniejszych w życiu.
Żurominiak”
Dodaj komentarz