
Adam Ejnik
a.ejnik@kurierkurierzurominski.pl
Akcja ratowania psa rozpoczęła się 25 marca od wiadomości Łukasza Cichaczewskiego.
Czytelnik zawiadomił nas: „Od około 3 tygodni przy drodze Lubowidz- Osówka pies czeka na swojego pana. Już ludzie z Lubowidza zaczęli go dokarmiać. Udostępnijcie to – pisał do nas Łukasz.
Udostępniliśmy i akcja nabrała rozpędu. Zgłaszali się do nas mieszkańcy powiatu żuromińskiego, którzy chcieli jakoś psu pomóc. Znaleźć dla niego dom.
[b]Pies zaginął?[/b]Następnego dnia pojechaliśmy na miejsce, gdzie pies miał czekać pies. Po czworonogu nie było jednak śladu. Nasi Czytelnicy zaczęli się martwić, co się stało ze zwierzęciem. Podejrzewano nawet, że ktoś go potrącił.
Na szczęście rzeczywistość okazała się inna. Psem zaopiekowała się mieszkanka pobliskiej wioski.
– Chcę poinformować , że pies porzucony na trasie Lubowidz-Osówka, którego dokarmialiśmy, został przez nas przygarnięty – napisała do nas pani Paulina.
[b]Co z bezdusznym właścicielem?[/b]Misja został wykonana. Pies znalazł dom. Należała się jednak jeszcze kara bezdusznemu właścicielowi, który zostawił psa na pastwę losu. Tym bardziej, że wiedzieliśmy, jakie były numery rejestracyjne samochodu.
Pisała do nas nasza czytelniczka: „Witam, psa wyrzucił kierowca srebrnego Opla Astra o numerach rejestracyjnych WZU … (tu czytelniczka podała numery). Widocznie zobaczył, że ktoś za nim jedzie i zaczął uciekać. Uciekłby na 100%, jednak ciężarowy samochód jadący z naprzeciwka spowolnił go. Sprawę zgłosiłam na policję, ale nie było żadnej reakcji, czym jestem zbulwersowana.”
Skontaktowaliśmy się z rzecznikiem policji. Mamy świadomość, że brak reakcji nie jest możliwy, bo nie pozwalają na to procedury.
– Zdarzenie miało miejsce – mówi rzecznik policji młodszy aspirant Tomasz Wnuk – Dyżurny skierował patrol w podane miejsce. Niestety, psa tam nie było. Następnie sprawdziliśmy, do kogo należą podane numery pojazdu. Skierowaliśmy się na posesję tej osoby. Mężczyzna tłumaczył, że rzeczywiście zatrzymywał się przy psie nie jeden raz. Codziennie wraca tą drogą z pracy i zawsze coś dla psa zawoził, żeby ten nie zdechł z głodu. Rozpytaliśmy również sąsiadów, którzy nie widzieli na posiadłości mężczyzny żadnego psa. Sprawdziliśmy jeszcze raz miejsce, w którym miał być pies i na tym zakończyliśmy interwencję – mówi Wnuk.
Podsumowując. Najważniejsze, że pies znalazł właściciela i dom. Fantastyczna była też reakcja ludzi, zarówno tych podnoszących rwetes, jak i tych, którzy psa dokarmiali, a potem go przygarnęli. Brawo! Niestety nierozumnych właścicieli, którzy najpierw psa kupują, a potem go wyrzucają jest coraz więcej. Niestety, pojawiają się coraz to nowsze sygnały o takich wyczynach. Bądźcie czujni.
Dodaj komentarz