
Adam Ejnik
a.ejnik@kurierkurierzurominski.pl
Piotr Małachowski wicemistrz olimpijski z Rio de Janeiro przyleciał do Polski 16 sierpnia. Na lotnisku witała go spora grupa kibiców. Najgłośniejsi byli ci z Bieżunia.
„Piotrek najlepszym naszym przyjacielem jest. Jemu chwała, jemu cześć” – roznosiło się po hali przylotów. To grupa z Bieżunia, która przyjechała do Warszawy autokarem.
Mistrza z Bieżunia powitał Kazimierz Kowalczyk z Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
– Witamy wspaniałego człowieka, jeszcze lepszego zawodnika – mówił Kowalczyk.
Piotr Małachowski odparł w swoim stylu: skromnie i rzeczowo.
– Wróciliśmy, za chwilę mamy kolejne zawody, cieszymy się z kolejnego medalu dla Polski, choć mieliśmy nieco większe oczekiwania. Mam nadzieję, że będę mógł trochę pożyć i pomieszkać ze swoją rodziną, a w przyszłości zdobyć jeszcze cenniejszy medal.
Dla nas ważne było również wystąpienie delegacji z Bieżunia. Zygmunt Liszewski i Jerzy Piotrowski wręczyli Piotrowi „Statuetkę Bieżuńskiego Kiełbia”.
– Z wielkim wzruszeniem i satysfakcją chcę wręczyć Piotrowi „Statuetkę Bieżuńskiego Kiełbia”, prestiżową nagrodę przyznawaną wybitnym mieszkańcom małego miasta nad Wkrą. Piotrze, niech stoi wśród twoich wszystkich pucharów. – mówił Piotrowski.
W tym samym czasie rozległ się szmer podziwu, bo Zygmunt Liszewski podniósł do góry… Piotra Małachowskiego. Nie lada to wyczyn, bo dyskobol waży bagatela 135 kilogramów.
Nie zauważyliśmy, czy to było rwanie, czy podrzut, ale gdyby na igrzyskach powstała nowa konkurencja – podnoszenie mistrzów, z pewnością Zygmunt Liszewski byłby kandydatem do złota.
Były jeszcze łzy wzruszenia, konferencja prasowa, a na koniec mistrz zorganizował przyjęcie, na którym wystąpiły… tancerki brazylijskiej samby.
„Coś musiałem z Rio przywieźć” miał mówić Piotr Małachowski.
Dodaj komentarz