
Adam Ejnik
a.ejnik@kurierkurierzurominski.pl
Do tragedii doszło w sobotę 10 września. W oborze wybuchł pożar. Spłonęły dwie obory, stodoła oraz wiata. Straty wstępnie szacuje się na 700 tysięcy złotych.
Rolnikowi udało się wyprowadzić z obór prawie wszystkie zwierzęta, było to 40 sztuk bydła.
– Tylko jedna krowa poszła w ogień. Zamiast biec do wyjścia, wbiegła do stodoły. Nie udało się jej uratować. Jeszcze jeden byk zaczął się palić, ale jego się udało uratować – mówi gospodarz.
Akcja w pewnym momencie była bardzo dramatyczna.
– Z jednej z obór wyciągaliśmy cielaki przez okno, bo przy drzwiach był już ogień – mówi Mirosław Badaszewski.
[b]Akcja strażaków[/b]Na miejsce przyjechało 18 jednostek straży pożarnej. Momentalnie rozpoczęli akcję gaśniczą. Gasili strumieniami wody pożar, odizolowali pozostałe budynki, a później dogaszali siano i słomę. Akcja strażaków trwała do południa następnego dnia, pomagali im rolnicy, którzy turami odwracali żarzące się siano. Wyniesionego w pole siana sąsiedzi pilnowali jeszcze kolejną dobę. W nocy dwa razy wzniecał się pożar, który natychmiast został opanowany.
[b]Pożar w domu i ludzka pomoc[/b]Tego weekendu nad rodziną Badaszewskich jakby wisiała klątwa. W niedzielę około godziny ósmej zaczęło palić się w domu.
– Zobaczyłam dym i ogień – mówi Agnieszka Badaszewska – Zaczęłam krzyczeć, żeby wszyscy uciekali z domu. Dzieci, rodzina, wszyscy byli.
Agnieszka Badaszewska przestraszyła się bardzo, poprzedniego dnia uderzyła ją jedna ze spadających płyt. Musiała korzystać z pomocy sanitarnej. W niedzielę okazało się, że przesilenia nie wytrzymała również instalacja elektryczna w domu państwa Badaszewskich.
Na szczęście strażaków było całe podwórko. Natychmiast zajęli się oni problemem.
– Bardzo dziękujemy strażakom za szybką i sprawną akcję. Dziękujemy też sąsiadom i mieszkańcom naszej i sąsiednich wsi za natychmiastową pomoc – nie ukrywają wzruszenia państwo Badaszewscy.
Rodzina Badaszewskich na każdym kroku powtarzała jedno.
– Ludzie są wspaniali – mówili i Mirosław, i Agnieszka.
Jeszcze tego samego dnia rolnicy zorganizowali się i przywieźli siano dla zwierząt. Niektórzy dawali pieniądze inni obiecali pomoc.
[b]Władze na posterunku[/b]Na miejscu pojawił się też burmistrz Bieżunia Andrzej Szymański. Rozmawiał z gospodarzem, zorganizował pierwszą pomoc dla ofiar pożaru.
– Rozmawiałem z sołtysami z większości sołectw dookoła. Zorganizowaliśmy państwu Badaszewskim pomoc materialną. Myślę, że ta pomoc będzie na tyle wystarczająca, że rodzina się troszeczkę odbuduje. Poza tym chcę wystąpić do wojewody o specjalne środki. W dalszym ciągu też sami działamy, żeby ułatwić rodzinie z Dźwierzna dalsze funkcjonowanie. Mieszkańcy przekazali już żywność dla zwierząt. Wczoraj z różnych wsi szły całe transporty siana. Będziemy cały czas się sytuacji przyglądać. Wiemy, że rodzina dostanie cement, dostanie pustaki. Ludzie pokazali swoją wyrozumiałość na ludzką krzywdę. I to jest niezwykle budujące. Władza też nie będzie próżnować.
Ponadto wystąpimy również do nadzoru budowlanego o przyspieszone decyzje dotyczące rekonstrukcji dachu – mówił burmistrz Szymański.
[b]Przed zimą musimy zdążyć[/b]Rodzina Badaszewskich bardzo dziękuje za pomoc.
– Nie spodziewaliśmy się, że wszyscy tak szybko zareagują – mówi Mirosław Badaszewski – Proszę zobaczyć – pokazuje nam ogromne sterty siana – To wszystko przywieźli nam ludzie. Nawet wędliny dostaliśmy od właściciela masarni.
– Brakuje nam jeszcze słomy, bo spaliło się wszystko – mówi – Czego jeszcze? Nie wiem, jutro zaczynamy odbudowę, najtrudniej było o murarza, bo wszyscy już mają zajęte terminy, ale się udało.
Na pola wygnane zostały cielaki i krowy. Pogoda sprzyja, ale niektóre zwierzaki jeszcze nie pasły się poza oborą, więc nie było łatwo. Pan Mirosław patrzy na swoje spalone budynki.
– Musimy zakasać rękawy. Przed zimą musimy zdążyć – mówi.
Dodaj komentarz