
– W ostatnim czasie podczas wizyty w lesie napotkaliśmy na lisią norę. Niestety wkoło niej ujrzeliśmy szczątki młodych lisków – opowiada nam emerytowany leśniczy Jerzy Śliwiński .
Kurier Żuromiński: Panie Jerzy jest Pan emerytowanym leśniczym, z zamiłowania myśliwym od 1973 roku. To niemal pół wieku pracy w lesie. Czy mógłby Pan krótko scharakteryzować nasze okoliczne lasy?
Jerzy Śliwiński: Obwód naszego koła rozpoczyna się w kierunku Rynowa przez Syberię, Płociczno, Zdrojki, Kipichy, Zatorowiznę, Suchy Grunt i Jasiony. Nasze koło liczy 40 osób w większości nie miejscowych. Z naszych terenów mam 3 myśliwych z Zatorowizny, 2 z Mleczówki i jednego z Suchego Gruntu.
KŻ: Na zdjęciu widzimy okrutny widok. Czy wilki to duży problem dla ludzi i miejscowej zwierzyny ? Jakie inne zwierzęta są problemem miejscowych gospodarzy?
J.Ś.:Problem z wilkami i dzikami jest coraz większy. Wspieramy gospodarzy, żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo ataku, zakładając pasy zaporowe. Staramy się spędzać dziki z pól do lasów. W lesie dziki są sprzymierzeńcami, likwidują owady, natomiast poza lasem rolnicy traktują je jak szkodniki. Nie ma co się dziwić, atakowany jest ich warsztat pracy, niszczone zboża są karmą dla zwierząt. Myśliwi bardzo często prowadzą dyżury nocne aby spędzać dziki z pól do lasów.
KŻ: A co z wilkami?
J.Ś.:Jeśli chodzi o zwierzęta chronione takie jak łoś i wilk to myśliwi nie mają możliwości działania, aby zredukować ich ilość. Jedynie Minister Środowiska może zezwolić na odstrzał pewnej ilości zwierzyny pod ochroną. Bardzo często jednak środowiska ekologów i obrońców przyrody sprzeciwiają się. Wilki zaczynają czuć się bezkarnie, jako myśliwi uważamy, że pewna redukcja w miejscach gdzie szkody spowodowane przez wilki są udokumentowane powinna być dozwolona. Oczywiście żaden z nas nie jest za tym, żeby populację wilka zredukować do zera. Historia wilka sięga właściwie początków ludzkości. Pierwotne ludy tępiły wilka. W okresie międzywojennym i po wyzwoleniu, każdy kto wilka uśmiercił to wysoką nagrodę dostawał. Dopiero w 1992 roku wprowadzono całkowity zakaz, który obowiązuje do dzisiaj. Na ten moment z wilkami nie nie można nic zrobić. Jedynie obserwować i uważać.
KŻ: Wspomniał Pan o ekologach, spotykacie się z nimi w naszych lasach?
J.Ś.: Żadnego z nich nie spotkałem w okresie zimy czy największych mrozów. Niektórzy z nich polowanie traktują jako czyste morderstwo, a tak naprawdę to redukcja. Myśliwi to garstka ludzi, którzy za własne pieniądze zajmują się ochroną środowiska. Koła i myśliwi wypłacają odszkodowania dla rolników, kupują karmę dla zwierząt czy ochraniają pola. Są to tysiące godzin przepracowanych na rzecz ochrony przyrody. Prezes koła, skarbnik czy łowczy wszystko robią społecznie. Jeśli chodzi o ekologów żaden z nich ani wiązki siana, ani jednej marchewki nie przyniósł.
KŻ: Czyli można powiedzieć, że myśliwi stoją na straży naszych lasów?
J.Ś.:Wkład myśliwych w ochronę jest duży. Plan łowiecki powstaje po inwentaryzacji zwierzyny. Wszystkie koła łowieckie tworzą go wspólnie z leśnikami. To one określają liczbę zwierzyny, którą można odstrzelić. Każdy odstrzał jest dokładnie zaplanowany.
KŻ: Pracy jest wiele. Na koniec, panie Jerzy czy państwo wspiera myśliwych? Skąd bierzecie pieniądze na odszkodowania i swoje działania?
J.Ś.:Państwo ponosi koszta tylko za szkody wyrządzone przez zwierzęta pod ochroną. Większość pieniędzy na nasze działania pochodzi ze składek członkowskich. Innym źródłem naszego dochodu jest natomiast odstrzał zwierzyny. Na punkcie skupu według cennika 1 kg dzika jest wart 5 złotych. Po odstrzeleniu, trzeba go wypatroszyć i zakładając, że dzik waży 40kg, otrzymujemy za niego 200 złotych, które trafia do kasy koła łowieckiego. Nie są to niestety pieniądze które pozwalają na wypłatę odszkodowań. Z racji coraz wyższych składek nie każdego stać, żeby być myśliwym.
KŻ: Dziękujemy za rozmowę i życzymy połamania strzelby.

Dodaj komentarz