
Sytuację Domu Ludowego przedstawiły radnym sołtys Teresa Żelazna i Zofia Leszczyńska-Niziołek, wnuczka Teresy Budzich-Sumirskiej, obecnie właścicielka brudnickiego dworku, aktywnie działająca w swojej wsi. Ta druga przypomniała historię zbudowania gromadzkimi środkami Domu Ludowego w Brudnicach.
– Nigdy gmina nie ponosiła kosztów związanych z zarządzaniem i utrzymaniem obiektu, tylko my, mieszkańcy za to płaciliśmy – podkreśliła. Jak dodała, obecnie rachunki za wszystko – prąd, wodę, wywóz nieczystości – wystawiane są imiennie na sołtys wsi, Teresę Żelazną. Mieszkańcy płacili je z własnych środków. Inwestowano, bo wszyscy – jak podkreśliła Leszczyńska – byli przeświadczeni, że Dom jest ich własnością. Udało się z udziałem środków unijnych wyremontować łazienki.
– Po 15 latach, odkąd przyjeżdżają do nas archeolodzy, okazuje się, że gmina chciałaby z nimi zawrzeć umowę i zabrać pieniądze, z których przez ponad 50 lat utrzymywany jest nasz Dom Ludowy – poinformowała zdenerwowana. Wyraziła zdziwienie, że jako osoba dzierżawiąca łazienki (na potrzeby projektu unijnego) nie została o tym poinformowana ani nikt z nią tego pomysłu nie konsultował.
– Przyszliśmy powiedzieć, że się na to nie zgadzamy – zakomunikowała Zofia Leszczyńska.
– My dbamy o to, tak naprawdę podnieśliśmy to z ruin. Nie było na czym usiąść, przy czym, nie było drzwi, okien, nie było nic. Zrobiliśmy wszystko od podstaw, bo były mury. Zrobiliśmy szafy, kupiliśmy sprzęty, naczynia, lodówki, kuchnie gazowe, żebyśmy my z tego korzystali – wyliczała sołtys Teresa Żelazna.
– Nie po to wkładaliśmy tam fundusz sołecki, grubo prawie 100 tys. zł, żeby gmina teraz to zabrała – mówiła zdenerwowana. Gdyby mieszkańcy byli tego świadomi, że gmina zechce zabrać im podniesiony z ruin budynek wiejskiej świetlicy, nie inwestowaliby tam środków przez tyle lat, ile funkcjonuje fundusz sołecki. – Robilibyśmy warsztaty, zajęcia dla dzieci, pikniki integracyjne, wycieczki, cokolwiek, bo nagle okazuje się, że Dom Ludowy nie jest nasz – wyliczała pani Zofia.
– Było to mienie wioskowe, dla wsi. Kiedy mienie to stało się gminne? Kiedy gmina została obdarowana przez Skarb Państwa z chwilą utworzenia samorządów 27 maja 1990r. pewnym mieniem Skarbu Państwa. Patrzy się na to jako na mienie gminne, nie jako na wspólnoty gruntowe – tłumaczyła kierownik wydziału geodezji Teresa Czaplińska.
– To nie było mienie gminne ani państwowe, a na państwa mapach dziś nie funkcjonuje jako mienie gminne – oponowała Leszczyńska.
– Mam decyzję wojewody, że jest to mienie gminne, własność gminy – dodała Czaplińska. Tłumaczyła, że z ustawy o samorządzie gminnym wynika zapis, że jednostka pomocnicza gminy (jaką jest wieś/sołectwo) zarządza mieniem komunalnym, dochodami z tego źródła, w zakresie określonym w statucie sołectwa.
– W zeszłym roku zmuszano nas do tego, by otworzyć Dom Ludowy dla ratowników, w czasie, kiedy mieszkali tam archeolodzy – przypomniały brudniczanki.
Teresa Czaplińska próbowała tłumaczyć, iż po przeprowadzeniu audytu w jej wydziale w 2017/2018r., wykonujący go audytor zobowiązał ją do uporządkowania sprawy administrowania nieruchomościami zajmowanymi przez tzw. Domy Ludowe.
– Kontroler był na gruncie, nie siedział u mnie w wydziale. Napisał też, by ustanowić w sposób sformalizowany administratorów tych nieruchomości, sprecyzować zasady korzystania z nieruchomości, egzekwować czynsze za wynajem na rzecz podmiotów, które w tych obiektach się znajdują, założyć książkę obiektów budowlanych – przeczytała zalecenia pokontrolne.
– Jak to się stało mieniem gminnym? – pytała Leszczyńska.
– Jest decyzja komunalizacyjna wojewody z 2002r. – odparła kierownik wydziału.
– Jak można coś zabrać? – zdziwiła się Leszczyńska.
– Z mocy prawa – odparła Czaplińska.
– Teraz państwo chcecie korzystać z pracy pani sołtys i mieszkańców. Oni to doprowadzili do stanu używalności. Proszę nam w takim razie oddać pieniądze, które inwestowano w państwa mienie – grzmiała Leszczyńska.
W dyskusji wyszły jeszcze dodatkowe zawiłości. – Gmina zaczęła dopiero robić coś teraz, a ja to robię całe życie – zdenerwowała się sołtys Teresa Żelazna. Dyskusja była emocjonująca, w pewnym momencie doszło nawet do spięcia między Leszczyńską a radnym Andrzejem Staroniem.
Obecna na posiedzeniu burmistrz Aneta Goliat podkreśliła, że świetlica jest mieniem gminnym. – Jak było dotychczas – nas nie interesuje. Jesteśmy po kontroli audytora, musimy zalecenia audytora wcielić w życie – skwitowała burmistrz.
– Czy będziecie walczyć o ten obiekt, jeśli wystąpimy na drogę sądowa o zasiedzenie? – spytała w pewnym momencie Leszczyńska. – Pani sobie może iść do sądu, każdy może iść – odparła jej w tym momencie skarbnik Grażyna Sikut. Pozwoliła sobie nawet na personalne uszczypliwości. – Ja rozumiem, że pani będzie miała zawsze ma rację, niezależnie, jaka by miała miejsce sytuacja – uchwała, ustawa, prezydent – to pani i tak zawsze będzie miała rację, więc ja nie staram się panią przekonywać – zwróciła się personalnie do Zofii Leszczyńskiej-Niziołek. Tłumaczyła, że przecież nie ma w ogóle o czym dyskutować, bo mienie jest już gminne. – To nie jest pani, nie jest wsi. Dostała pani podstawę, jest księga wieczysta. Całą Warszawę cała Polska budowała w czynie społecznym, całą Polskę Polacy budowali, na razie nic pani nie było, żeby coś pani zabrać – kontynuowała Sikut. Tłumaczyła, że środki muszą być ewidencjonowane i muszą przejść przez gminne konto.
Zofia Leszczyńska podkreśliła, że sołtys wielokrotnie szukając pomocy w gminie nie uzyskała oczekiwanego wsparcia. – Nawet nie sprawdziliście, na jakiej podstawie prawnej dom z własności społecznej stał się gminny, nie mówiąc już o wojewodzie. Może to jednak wadliwie zostało przekazane? Jest tyle sytuacji, że ludzie odzyskują kamienice, ziemię. Upieracie się, że jest prawo. Przyjęliście z góry pewnik, że to jest załatwione i przyklepane decyzją wojewody, nie próbując drążyć – denerwowała się pani Zofia.
– W czym jest problem? Zejdą z pani obowiązki – wtrąciła nagle skarbnik gminy Grażyna Sikut.
– Nie mogę patrzeć na to dziadostwo, które jest teraz. Trawa nie jest obcięta. Wygląda, jakby gospodarza nie było – zareagowała emocjonalnie sołtys Teresa Żelazna.
– W innych świetlicach o otoczenie dbają sołtysi i rady sołeckie. Nie ma z tym żadnego problemu. Prawie w każdej wsi z funduszu zakupione są kosiarki i robią to sołtysi – odparła jej burmistrz Aneta Goliat.
– Majątek przeszedł na rzecz gminy, nie z naszej winy, tylko z mocy ustawy. Państwo są z tego powodu niezadowoleni – podsumował radny Andrzej Supko.
W toku dyskusji próbowano dojść do odpowiedzi na pytanie, jak wieś może „odzyskać” mienie, o które tyle lat dbała, a które z mocy prawa przeszło na własność gminy. I czy w ogóle to jest możliwe. Zofia Leszczyńska wyraziła wątpliwość, by gmina odpowiednio zajęła się brudnickimi terenami. – Proszenie pana, żeby przyjechał i skosił trawę, to wykonywanie telefonów codziennie. A on mówi, że jesteśmy wpisani w kolejkę za 4 tygodnie – skomentowała Leszczyńska.
Radny Waldemar Bukowski sugerował zorganizowanie spotkania w domach ludowych, by przekonać społeczność do tego, że zmiany, jakie wymusza prawo, tak naprawdę nie wyrządzą nikomu krzywdy.
Jak rozwiąże się sytuacja i jakie obowiązki będą jeszcze spoczywać na sołtysach, okaże się na najbliższej sesji. Pod obrady trafi bowiem uchwała dotycząca regulaminu funkcjonowania świetlic wiejskich i domów ludowych na terenie gminy.
Dyskusja na temat zmian na tej komisji była jeszcze długa. Ostatecznie burmistrz Żuromina poinformowała, że urząd kontrolowany jest dokładnie przez różne instytucje. – Mamy takie kontrole, że państwo sobie nie wyobrażacie. Za chwilę mam kontrolę z 4 lat – poinformowała radnych Goliat. Skarbnik gminy podkreślała, że pieniądze ze wszystkich wpływów muszą przejść przez rachunek bankowy gminy.
AO

Dodaj komentarz