
Wcześniej przewodniczący komisji wystąpił o informację w tej sprawie do burmistrz Anety Goliat. Jak wynika z otrzymanej od niej odpowiedzi, na 2019 r. w budżecie nie są przewidziane środki na inwestycje związane z ochroną środowiska w zakresie przeciwdziałania smogowi. Dotacje na ten cel można uzyskać w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska z programu „Czyste powietrze”.
– Mieszkańcy mogą ubiegać się o środki na wymianę starych źródeł ciepła, docieplenie budynku, wymianę stolarki okiennej i drzwiowej, montaż lub modernizację instalacji centralnego ogrzewania i ciepłej wody użytkowej, instalacji odnawialnych źródeł energii – informuje burmistrz. Jak dodała, urząd kupił jakiś czas temu czujnik powietrza, który mierzy stan zanieczyszczenia powietrza na terenie miasta. Burmistrz przypomina, że odnośnie działań miasta podejmowanych w związku z przeciwdziałaniem uciążliwościom zapachowym zostały uchwalone plany zagospodarowania przestrzennego. Ograniczają one budowę dużych ferm wielkotowarowych.
Zdaniem radnego Leszka Łuczkiewicza obwarowania przy programie „Czyste powietrze” są dość trudne do spełnienia i dość kosztowne, więc nie każdego stać, by ubiegać się o takie wsparcie.
– Procedury są skomplikowane, pieniądze są obwarowane, ale z tego, co wiem, program funkcjonuje i kilka osób z gminy i miasta dostało dofinansowanie. Program jest do przejścia – tłumaczy Wojciech Gowin z wydziału infrastruktury i budownictwa żuromińskiego urzędu.
Radni pytali, jak rozwija się program „Human smart cities”, do którego gmina przystąpiła wraz z Politechniką Warszawską. – Na razie realizuje się w zespołach, w Politechnice. Buduje się ten czujnik, szukają wykonawcy. Podobno cena jednego czujnika to koszt 30-40 tys. zł, stąd pytano, czy mogą go wykonać Chińczycy, bo byłoby taniej – poinformował radnych Gowin.
Jak tłumaczy, projekt ma charakter badawczy. – 90 proc. projektu skierowane jest na edukacje i rozwój społeczny – mówi. Tylko niewielki procent ma być spożytkowany na innowacyjne rozwiązanie. -Miał to być czujnik, który miałby badać odory – dodaje. – Dziś mówimy, że jest odór, że śmierdzi, ale z drugiej strony nie wiemy, na jakim poziomie jest to szkodliwe – mówi Wojciech Gowin.
– Ten problem dotyczy nas, sąsiednich dwóch powiatów i Wielkopolski, trochę Warmii. Ustawa odorowa gdzieś leży, bo w skali kraju to mały problem. Natomiast emisja spalin jest wszędzie – podkreśla Tomasz Budzich. Jego zdaniem program może dać pozytywne skutki, bo może ktoś w końcu zauważy, że jest tu problem i zastosuje jakieś rozwiązanie.
– Do Rzężaw jest ciężko dojechać. Ale mieszkańcy w Rzężawach bardziej narzekają na to, że pyły z pasz opadają na pola. Bardziej na to narzekają, niż na odór – mówi radna Anna Manelska.
Zdaniem radnego Leszka Łuczkiewicza już sami rolnicy przekonują się, że nadmierne nawożenie pól gnojowicą powoduje negatywne skutki. – Siano jest niedobre, krowy zaczynają chorować – mówi.
Radny Zbigniew Sochocki uważa, że powinny być wprowadzane normy. – Przy pewnej skali produkcji potrzebna jest określona ilość hektarów. A u nas to tak funkcjonuje, że fermy rozpisane są na wszystkich członków rodziny. Nikogo nie obowiązują pozwolenia zintegrowane – zauważył.
Zdaniem Wojciecha Gowina pewne rzeczy powinny być weryfikowane przez odpowiednie służby rolne. – Dziś Agencja wie dokładnie, co który rolnik ma posiane na polu, łącznie ze zdjęciami satelitarnymi, to w czym problem zrobić taki rejestr, gdzie i kiedy ktoś wylewa. Zgłasza się, w systemie jest odhaczone na danym polu. Jakby ktoś chciał dwa razy na jedno pole wylać, zapaliłaby się jakaś lampka,że tu już coś wylano i kiedy – tłumaczył radnym proste rozwiązanie. Uważa, że to jest wszystko do wyliczenia.
Zdaniem Zbigniewa Sochockiego urzędom nie jest potrzebny stan faktyczny, jaki istnieje, tylko papier. – Wszyscy tak działają – mówi. – Biorąc same duże hodowle, to DJP przekracza 3-krotnie powierzchnię. Niektóre instalacje mają dokumenty, że oddają obornik na zewnątrz. Ale chlewnie nie, bo tam jest gnojowica, nie wolno tego transportować. Jak przewieźć ją na odległość np. 150km – podaje Sochocki. Uważa, że wszystko jest proste do wyliczenia, tylko trzeba chcieć.
– Informacje są, trzeba to ze sobą połączyć – twierdzi. – Owszem, plan zagospodarowania zatrzymał wielkie fermy. Ale te co powstały to tam, gdzie nie powinny. Ile budynków funkcjonuje niezgodnie z przeznaczeniem? – pytał.
Z pewnością o efekty działania programu „Human smart cities” będzie jeszcze okazja zapytać.
AO

Dodaj komentarz