
– To było bardzo udane spotkanie – mówili uczestnicy po wyjściu z Powiatowo-Miejskiej Biblioteki Publicznej w Żurominie. Półtorej godziny ze znanym dziennikarzem i prezenterem obfitowało w liczne anegdoty, ale i opowieść o jego planach. A dotyczyło pierwotnie m.in. książki „Boskie zwierzęta”.
Hołownia nie omieszkał odpowiedzieć na pytania o swoje plany życiowe, zwłaszcza te związane z polityką i krążącymi informacjami o jego możliwym starcie w wyborach prezydenckich.
– Wszystko ma swój czas. To ważne pytanie, to nie kokieteria z mojej strony. Takie rzeczy robi się w życiu raz i trzeba się bardzo dobrze do tego przygotować. Zważyć wszystkie argumenty. Argumenty są na stole, jak będzie decyzja podjęta, państwo dowiecie się pierwsi – powiedział na wstępie spotkania w bibliotece. Jak podkreślił, rozważa taką ewentualność, bo to jest ten moment, kiedy nie można pozostać z boku. I od razu opowiedział, że w jego życiu zdarzyły się kiedyś takie momenty, kiedy nie chciał tylko patrzeć na to, co się dzieje, ale chciał coś zrobić, coś zmienić w związku z tym. Wypadek, który obserwował skłonił go do ukończenia kursu pierwszej pomocy, a wizyta dziennikarska w domu dziecka w Kasisi w Zambii sprawiła, że dziś pomaga poprzez fundację wielu osobom w różnych krajach, w tym właśnie głodującym czy chorym dzieciom.
– Słowo, które wypowiadasz, zmienia świat. Wydaje mi się, że to jest ten moment, kiedy trzeba spróbować brać odpowiedzialność za świat w ten sposób – powiedział dziennikarz. Odniósł się tu do styuacji gospodarczo ekonomicznej kraju oraz tego, jak pokazywana jest codzienność. – Otworzy się telewizor, a tam jest wojna – mówił.
Jego zdaniem partie polityczne są potrzebne, ale już samo zjawisko upartyjnienia zaszło zdecydowanie za daleko. – Weszło nam na światopogląd, na sprawy najbardziej głębokie, które nas dotyczą, nawet na kościół, na myślenie o wspólnocie, na media, na sądy i wiele innych pól, które partie powinny odpuścić. Ten system może uzdrowić ktoś, kto przyjdzie z zewnątrz – podkreślił Szymon Hołownia.
– Musi być arbiter. Ten jeden. Ktoś, kto stoi na straży całości i ktoś, kto nie gra z jedną z drużyn na boisku. A u nas się utarło, że prezydent jest z jedną z drużyn – zaznaczył. Podkreślił, że od stycznia czekają nas podwyżki wielu artykułów i usług, a dziś już za wiele rzeczy płacimy (np. oczyszczacze powietrza, bo jest zanieczyszczone).
– Jeżdżę na spotkania od 8 lat i na każdym słyszę mniej więcej to samo: kiedy wreszcie zaczniemy się lubić nawzajem, kiedy to, że się różnimy, będzie ok? Za chwilę będą święta, jak będą wyglądały nasze rozmowy przy stole, kiedy zejdzie na politykę? – dodał.
Dziennikarz zaznaczył, że każda partia, która rządzi, robi i dobre, i mniej udane rzeczy. Stwierdził jednak, że nie da się odizolować naszego kraju od świata, bo czerpiemy z niego wiele rzeczy. W Polsce nie ma np. bawełny, ropy czy gazu. – Cały czas jesteśmy w dialogu ze światem, kupujemy ten świat, sprzedajemy temu światu. Używamy, ratujemy i niszczymy, a ten świat jest coraz bardziej skomplikowany, coraz bardziej gorący, zaludniony, głębiej niesprawiedliwy – powiedział. I odniósł się tu do produkcji żywności na masową skalę, m.in. w fermach drobiu. – Produkujemy żywność dla 15 miliardów ludzi, a mamy miliard ludzi, którzy umierają z głodu, i tylko dzisiejszej nocy umrze z głodu 10 tys. dzieci. To trzeba sobie powiedzieć, że coś poszło nie tak – stwierdził. Hołownia podkreślił, że często zastanawia się, co on jako człowiek zostawi w spadku swojemu dziecku. – Ja czuję, patrząc na Polskę, na tę temperaturę, która rośnie w tym garnku, ale i na świecie, że ja mam w ręku granat. Ale on może mi nie wybuchnie, ale w ręku mojej córki już tak. A ja tego dla niej nie chcę. Potrzebne są wszystkie ręce na pokład, żebyśmy się nie zastanawiali nad tym, co nas różni, tylko łączy – zauważył.
– Ja naprawdę uważam, że 2020 r. to powinien być rok, w którym się w Polsce skończą lata 90-te XX wieku, z ich sporami, ich pomysłami. To musi się zacząć wiek XXI z jego pytaniami, a tego nie zrobi żaden partyjny prezydent, żeby nie wiem, jak szlachetnym i dobrym był człowiekiem. Ten system jest chory do szpiku kości i człowiek, który przychodzi z partii i jego szefem jest prezes, tego nie zrobi. Teraz czas na prezydenta, który będzie miał jednego szefa, a będzie nim naród, tak, jak jest to opisane w konstytucji – powiedział dziennikarz.
I właśnie odnosząc się do konstytucji podkreślił, że czyta ją codziennie. – To jest niesamowicie mądry tekst. Jeśli się np. spojrzy na prawa i wolności obywatelskie. Tam każde zdanie nadaje się do tego, żeby je walić na plakaty – mówił do zebranych.
Hołownia wspomniał o zbiórce środków na działanie telefonu zaufania, który przestał być finansowany z budżetu państwa. – Co może być ważniejsze dla państwa, niż fizyczne życie dzieci, które się w tym kraju rodzą? Jeżeli ja słyszę, że nie ma 2 mln zł, bo trzeba rozpisywać konkurs, a na ten telefon dzwoni dziennie 20 dzieci z myślami samobójczymi (i który uratował fizycznie 1500 dzieci z opałów, w których się znalazły), a jest 4,1 mln na ławeczki niepodległości, 4,5 mln na strzelnice w każdym powiecie, 5 mln na dotację na park pamięci dla ojca Rydzyka, więc coś jest nie tak – powiedział.
Dziennikarz dużo opowiadał, jak działa metoda crowdfundingu, na której zbudował fundację „Dobra fabryka” i jak ona działa, pomagając np. dzieciom w Kongo. – Ratujemy 40 tys. ludzi rocznie, na 3 kontynentach, w 11 krajach, w 14 placówkach, od Chin, przez Bangladesz, Grecję, Polskę, Zambię, Kongo i Rwandę – opowiadał. Fundacja pracuje m.in. z dziećmi uchodźców, bezdomnymi, finansuje hospicjum w Rwandzie, ambulatorium psychologiczne w Chinach, ośrodek leczenia głodu w Kongo, dom dziecka z Zambii, aptekę w Togo i szkołę w Senegalu. Podkreślał oczywiście, że niczego nie zrobił sam, bo zebrał wokół siebie mnóstwo ludzi podobnie myślących, którzy chcą działać.
Gość sporo poświęcił również ekologii (sam np. oszczędza wodę, kupuje mniej rzeczy, segreguje śmieci) i marnowaniu żywności. O tym, jak dziś produkujemy żywność i jakie ma na ten temat zdanie dziennikarz napisał w swojej książce „Boskie zwierzęta”, o której sporo dyskutowano podczas spotkania. – Nie stać nas na produkowanie żywności w sposób niezrównoważony. Produkcja przemysłowa kumulująca olbrzymie ilości zwierząt na małym obszarze generuje punktowo olbrzymie straty w środowisku, jest uciążliwa dla lokalnej społeczności. Czy my naprawdę produkujemy żywność, czy produkujemy pieniądze? – mówił Hołownia.
Dziennikarz powiedział, że zanim napisał tę książkę, dużo podróżował po kraju, gdzie spotykał się z tradycyjnymi rolnikami i poznał ich bolączki, dowiedział się, jak szkodzi im rolnictwo przemysłowe. – Powinniśmy jeść mniej mięsa, ale lepszej jakości – skomentował. Podkreślił też, że nie chce likwidacji produkcji, ale przemyślenia samego modelu produkcji. – Mam nadzieję, że powiat żuromiński będzie za jakiś czas nadal stał rolnictwem, ale będzie to po bożemu zrobione – rzekł, za co otrzymał gromkie oklaski. – Dla mnie pytanie, które zadaję – o dobrostan zwierząt, jest tak naprawdę pytaniem o człowieka – wyjaśnił dziennikarz.
– Przecież ja wiem, co by było, jakby była katastrofa ekologiczna i dużo ludzi by zginęło. Przecież by był śpiew suplikacji „Święty Boże” w każdym kościele, listy pasterskie episkopatu z biciem się w piersi „gdzieśmy mieli oczy, zabrakło nam wrażliwości”. A gdzie byliśmy, kiedy można było coś zrobić? A wtedy goniliśmy LGBT – skomentował.
Szymon Hołownia pochodzi z Podlasia i o tym regionie też opowiadał, ale nawiązał także do swoich związków z północnym Mazowszem, skąd pochodzi jego żona.
Spotkanie zorganizowane przez bibliotekę było bardzo ciekawe i pełne pozytywnej energii. Na koniec zebrani mogli zamienić z Hołownią kilka słów, dostać autograf i zrobić pamiątkowe zdjęcie.
Agnieszka Orkwiszewska

Dodaj komentarz