
Marek Oryl
redakcja@kurierkurierzurominski.pl
Cytowany za Normanem Davies´em fragment poezji Anny Achmatowej uznałem za adekwatny do wprowadzenia Czytelnika w klimat opisywanych poniżej wydarzeń i czasów nieludzkiego barbarzyństwa, którego nikt nie mógł przewidzieć ani tym bardziej powstrzymać. Pośrodku tych okropności stanął młody człowiek, który ocalał. Aleksander Słomczewski z Poniatowa z zamiłowania muzyk, z zawodu cieśla, żołnierz II Rzeczypospolitej, konspirator, więzień niemieckiego nazistowskiego obozu w Auschwitz.
[b]Polska Organizacja Zbrojna[/b]Celem powstałej w 1940 roku w Warszawie Polskiej Organizacji Zbrojnej była działalność konspiracyjna głównie w ośrodkach wiejskich. Struktura organizacyjna POZ przewidywała podział rejonowy oraz gminny, natomiast w strukturze operacyjnej wyszczególniano podział na sekcje, drużyny, plutony i kompanie. Stan dzisiejszej wiedzy pozwala na stwierdzenie, że członkowie tej organizacji rekrutowali się spośród wszystkich gmin powiatu sierpeckiego. Obok działającej prężnie w Lutocinie komórki POZ tworzonej m.in. przez Józefa Kapelę, Jana Górzyńskiego, Jana Kaczmarczyka i innych należy podkreślić, iż bardzo ważnym ośrodkiem łącznikowym było Poniatowo. W oparciu o relacje Aleksandra Słomczewskiego (syna), Tadeusza Orłowskiego oraz dostępne opracowania możemy naszkicować obsadę personalną poniatowskiej organizacji POZ oraz krótką charakterystykę jej działalności. Formuła organizacyjna przewidywała istotne zadania w strukturze funkcyjnej dla łączników którymi byli: podsołtys Poniatowa Stanisław Lewandowski, Aleksander Stankiewicz oraz Władysław Piotrowski. W pracach podziemia niepodległościowego uczestniczyli również: Aleksander Słomczewski oraz Ignacy Piotrowski – sołtys Poniatowa.
Zgodnie ze wspomnianymi relacjami możemy domniemywać, że wprowadzenie zaostrzonych procedur konspiracyjnych w POZ mogło oznaczać ścisłą koncentrację na działaniach szkoleniowych i wywiadowczych. Ze względu na niewielką wiedzę przedmiotową enigmatyczna pozostaje kwestia działań ofensywnych. Możemy przypuszczać na podstawie istniejących relacji, że zadania ogólne dla poszczególnych komórek terenowych określane były jednakowo oraz funkcjonowały w oparciu o jednolity system zbierania i przekazywania informacji.
[b]Aresztowania[/b]Zakrojona na szeroką skalę fala aresztowań członków konspiracji rozpoczęła się wiosną 1942 roku. Do rozpracowania poniatowskiej placówki POZ przez gestapo doszło w czerwcu tegoż roku. Wstępem do właściwej akcji była niemiecka prowokacja w Poniatowie obliczona na ujawnienie się możliwie największej liczby członków podziemia. Ujęto Aleksandra Słomczewskiego oraz Ignacego Piotrowskiego – sołtysa wsi. O ile Słomczewski, mając na względzie obawę o los swojej rodziny, zachował rozsądek i nie skorzystał z możliwości ucieczki mimo kilku sposobności, to Piotrowski wyrwał się eskorcie i skuty kajdankami z przykościelnego placu uciekał w stronę poniatowskiego cmentarza. Niestety na taką okoliczność przygotowana była gestapowska obława. Zbiega wnet ujęto. Obydwaj aresztanci zostali przewiezieni na dalsze śledztwo do Płocka. Brutalne i nieludzkie traktowanie pojmanych w połączeniu z torturami przesłuchiwanych owocowało postępem dochodzenia. Słomczewski przyznał się do postawionych mu zarzutów, po czym został przewieziony do obozu w Działdowie. O wiele gorszy los spotkał Piotrowskiego, który także z racji pełnionej funkcji sołtysa został wyselekcjonowany do pokazowej egzekucji przeprowadzonej w Rościszewie 18 września 1942 roku. Ten dramat składał się z wielu aktów, na jednej z piętnastu szubienic połączonych w zwartą konstrukcję został powieszony Gołębiowski Józef – brat bieżuńskiego poety, tłumacza i społecznika Stefana Gołębiowskiego. Przybyłym na gminną naradę sołtysom lokalnych wsi nakazano wieszanie skazanych – okrutny los i ludzka podłość sprawiły, że sołtysowi wsi Lipniki polecono nałożyć stryczek na szyję syna – Leopolda Mazurowskiego, zdruzgotany ojciec, nie bacząc na konsekwencje rozkazu nie wykonał.
[b]W obozie[/b]
Cieszący się bardzo złą sławą obóz w Działdowie zyskał sobie miano ,,obozu pod czarną chorągwią”. Słomczewski jako mężczyzna słusznego wzrostu bardzo boleśnie odczuł skutki ,,działdowskich ścieżek zdrowia”, podczas których ustawieni w szpaler esesmani uderzali pałkami przebiegających gromadnie bezbronnych więźniów. W efekcie niezwykle silnego uderzenia takim orężem w okolice nasady czaszki bohater naszej opowieści doznał trwałego urazu, z którym będzie się borykał do końca swych dni.
Zrządzeniem Opatrzności Aleksander został rozpoznany przez innego osadzonego i jednocześnie pracownika obozowej stolarni – Sadowskiego z Żuromina. Tenże Sadowski zapamiętał młodego, wysokiego młodzieńca terminującego jeszcze na długo przed wojną u żuromińskiego stolarza Słowikowskiego. Kilka dni później zwrócił się z prośbą do wachmana o przydzielenie mu pomocnika. Wskazując na kwalifikacje Słomczewskiego, zarekomendował jego osobę. Jak czas pokazał, wpisanie w jego obozowej dokumentacji obok słowa ,,zawód” terminu ,,stolarz” zaważyło o jego ocaleniu. Młody, zdrowy organizm rychło jednak począł odczuwać skutki obozowej prozy. Wycieńczenie oraz fatalne warunki obozowe wywołały silną egzemę. W jednym z listów informuje o tym fakcie żonę, która od doktora Ilskiego, zapoznanego z treścią listu otrzymuje sporządzoną przez niego maść. Choroba ustępuje. Na Boże Narodzenie 1942 roku Aleksander podarowuje wachmanowi, któremu zawdzięcza ocalenie własnoręcznie wykonaną drewniana walizkę na osobiste przedmioty. Być może również ten fakt zaważył o tym, że na liście więźniów przenoszonych do Auschwitz przy nazwisku Słomczewski dalej widniało słowo ,,cieśla”.
[b]Obóz śmierci – Auschwitz[/b]Auschwitz – ten epizod życia na nieludzkiej ziemi nie będzie często gościł we wspomnieniach młodego Polaka, wszystkie przeżycia zostaną zawarte w pięciocyfrowym tatuażu na przedramieniu. Przekraczając wrota Auschwitz, tożsamością Aleksandra Słomczewskiego stała się liczba 86236 oznaczająca jego numer w ewidencji obozowej. Podobnie jak w obozie w Działdowie Aleksander wykonywał w warsztacie obozowym prace stolarskie wespół z więźniem narodowości rosyjskiej, głównym ich zajęciem była budowa drewnianych skrzyń do pocisków. Żył pośród ludzi skazanych na zagładę, umierających w niewyobrażalnym poniżeniu, niejednokrotnie bolesną śmiercią. Los tak zdarzył, że jego sąsiadem w bloku 17 był niestety nieznany z personaliów profesor konserwatorium muzycznego, który zauważywszy smykałkę muzyczną u współwięźnia postanowił uczyć młodzieńca arkanów muzyki od podstaw. Jak na ironię losu w tak posępnym miejscu przyszły i wieloletni kapelmistrz orkiestr strażackich zdobywał swe szlify. W dokumentacji obozowej natrafiamy na informację o przeniesieniu Słomczewskiego 13 sierpnia 1944 roku do KL Buchenwald. W miarę postępu ofensywy radzieckiej zakład stolarski wraz z pracownikami ewakuowano w głąb Rzeszy, gdzie Aleksander po raz trzeci zapadł na zapalenie płuc. Leczono go skutecznie w niemieckim szpitalu wojskowym. Koniec wojny zarówno jego jak i współwięźniów postawił w trudnej sytuacji bowiem wszystko, co mieli, to było własne życie i pasiaki. Wraz z upływającym czasem przychodziła refleksja, że ocalenie graniczyło z cudem.
Do Polski wracał radzieckim pociągiem wraz z dwójką polskich współwięźniów pochodzących z Łodzi i Krakowa, jeden z nich nie rozstawał się z maleńką walizką, w której znajdował się znaleziony garnitur. Oznajmił kolegom, że swojej rodzinie nie może pokazać się w pasiakach…
Aleksander powrócił do Poniatowa na dwa dni przed Bożym Ciałem 1945 roku, przy wzroście 182 cm ważył 46 kg (przed wojną 96 kg). Jako człowiek niezłomnej wiary i ogromnego hartu ducha wziął udział w nabożeństwie Bożego Ciała jako wytrawny orkiestrant.

Dodaj komentarz