
Adam Ejnik
redakcja@kurierkurierzurominski.pl
Sprawa państwa Dobrosielskich z Adamowa jest znana na całą Polskę. Zajmowała się nią choćby reporterka TVP Elżbieta Jaworowicz w programie „Sprawa dla reportera”. Przypomnijmy. Dobrosielscy zajmowali się hodowlą drobiu. Zbankrutowali i ich majątek zajął komornik. Od tego momentu zaczyna się seria absurdów, których nie powstydziłby się sam Antoni Czechow. Wartość majątku Dobrosielskich wyceniono na 400 tysięcy złotych (3 kurniki, dom, budynki gospodarcze na działce 0,59 h) – to pierwszy absurd. Następnie działka ta jest wylicytowana i sprzedana. W domu cały czas mieszkają Dobrosielscy – to drugi absurd. Dobrosielscy walczą o swój majątek. Pomaga im niezwykle skuteczny adwokat od spraw beznadziejnych – Lech Obara, którego poznały podczas realizacji programu w TVP. Później nowy właściciel Jacek Twarogowski biznesman z Sokołowego Kąta wszelkimi sposobami próbuje wykurzyć z domu Dobrosielskich. W końcu wymontowuje im okna – to kolejny absurd.
Ale najgorsze dopiero nadchodzi.
[b]Szczęście było naprawdę blisko[/b]
Dobrosielscy odkąd wynieśli się z domu w Adamowie, nie mieli, gdzie mieszkać. Lokum zaproponowane im przez Urząd w Bieżuniu nie spełniało żadnych standardów. Dobrosielscy pomieszkiwali u rodziny. To u jednej, to u drugiej. Długimi tygodniami nocowali gdzieś w lasach w samochodzie.
Cały czas walczyli. Sądzili się z właścicielem posesji Jackiem Twarogowskim, z komornikiem, z rzeczoznawcami.
– Ja nie mogę odpuścić. To jest moje życie, to jest mój dom – płacze Grażyna Dobrosielska.
W końcu udało się. 16 kwietnia 2014 roku Sąd Rejonowy w Mławie nakazał Jackowi Twarogowskiemu umożliwić zamieszkanie w domu w Adamowie 11 Joannie Dobrosielskiej – córce Grażyny. Czytamy: „Nakazuje pozwanemu Jackowi Twarogowskiemu przywrócenie powódce Joannie Dobrosielskiej utraconego posiadania budynku mieszkalnego położonego w Adamowie numer 11 (…)”.
Do domu miał w czwartek 29 maja wprowadzić Joannę Dobrosielską komornik. Do domu nie wprowadzi, bo domu już nie ma. Właściciel posesji Jacek Twarogowski zburzył go doszczętnie.
[b]W proch i pył[/b]Nie wiemy, co pomyślał Twarogowski, kiedy otrzymał postanowienie Sądu. Do śmiechu mu pewnie nie było. Najpierw starał się, żeby uwolnić się od niechcianych lokatorów, a gdy już mu się udało, Ci mieli się z powrotem wprowadzić. Nie wiemy też, czy kolejne działania biznesmana podyktowane były tym sądowym postanowieniem. W każdym razie Jacek Twarogowski działał pospiesznie. 20 maja złożył w Starostwie Powiatowym w referacie budowlanym zgłoszenie o rozbiórce budynku. Wraz ze zgłoszeniem Twarogowski złożył oświadczenie o warunkach, które pozwalają na rozbiórkę budynku bez specjalnego zezwolenia Starostwa. Już następnego dnia Twarogowski otrzymał potwierdzenie od Starostwa i rozpoczął rozbiórkę. Dom burzono nawet w nocy.
W tym momencie pojawiają się wątpliwości. Pierwsza jest taka, czy budynek spełniał warunki, żeby można go rozebrać bez stosownego zezwolenia. Przecież była to podpiwniczona piętrówka z poddaszem. Wiadomo natomiast, że jeśli budynek ma ponad 8 metrów wysokości, to na jego rozbiórkę potrzeba specjalnego zezwolenia.
Druga wątpliwość dotyczy terminu, kiedy Twarogowski rozpoczął rozbiórkę. Świadkowie twierdzą, że 20 maja. Czyli o jeden dzień za szybko.
[b]Strzelecki nie wie[/b]W Starostwie mieliśmy spytać o jedno. Dlaczego pozwolono na tę budzącą tyle wątpliwości rozbiórkę. Leszek Strzelecki kierownik referatu budowlanego wątpliwości jednak nie miał.
– Otrzymaliśmy oświadczenie inwestora, że budynek liczy sobie 7,9 m. Przesłaliśmy potwierdzenie. To wszystko. Zgodnie z prawem i procedurami – mówi Strzelecki.
Na pytanie, czy wiedział o wyroku Sądu dotyczącym przywrócenia posiadania Joannie Dobrosielskiej, kierownik odpowiedział, że takiej wiedzy nie miał. Informacji takich nie udzielił również Twarogowski w swoim oświadczeniu.
– Informacje takie otrzymaliśmy dopiero po interwencji i skardze pani Grażyny Dobrosielskiej – mówi kierownik.
Tłumaczy, że wtedy niezwłocznie wysłał pismo do Nadzoru Budowlanego, żeby tam sprawdzono stan faktyczny.
Wątpliwości mają z kolei mieszkańcy: Panie jak ja chciałem rozebrać szopkę, to kazali mi tyle dokumentów dostarczyć – mówi nam mieszkaniec Bieżunia – W końcu zrezygnowałem z rozbiórki. A tu cały dom by pozwolili rozebrać – dziwi się mężczyzna.
[b]Nadzór – na razie zgodnie z prawem[/b]Jacek Jaworski Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego bada sprawę.
– Na razie wszystko toczy się zgodnie z prawem. Jacek Twarogowski miał prawo rozebrać budynek – mówi Jaworski.
– Na razie – dodaje – Jeśli w toku postępowania wyjdzie na jaw, że zataił on przed nami istotne fakty, to nie uniknie on surowej kary – mówi Inspektor.
Inspektor wezwał właściciela posesji do wyjaśnienia. Wcześniej nie udało się z nim porozmawiać. 23 maja Inspektor Jacek Jaworski po otrzymaniu pisma ze Starostwa był na miejscu rozbiórki. Niestety z właścicielem posesji się nie spotkał.
– Mimo że wcześniej się umawialiśmy, to o 7:20 pan Twarogowski zadzwonił do mnie, że nie może być na spotkaniu, bo ma pilny wyjazd – mówi inspektor.
Inwestor miał do tego prawo.
[b]Nadzór nie przerwał rozbiórki.[/b]– Niestety, w tym czasie nie mogliśmy nakazać zaprzestania rozbiórki. W tej sytuacji mogliśmy jedynie prosić, ale niestety nie mieliśmy nawet kogo – mówi Jaworski.
W piątek już nie można było skontaktować się z Twarogowskim, a mężczyzna, który nadzorował posesję Tomasz Gwiaździński nikogo do środka nie wpuścił, nie chciał niczego podpisywać ani nikogo powiadamiać.
– Ja tu jestem tylko cieciem – miał powiedzieć.
– Jeżeli mamy wątpliwości, to możemy prosić właściciela, żeby nie dokonywał rozbiórki, ale nie możemy mu nic nakazać. Nawet wezwana policja nic by nie zrobiła – dodaje.
Tak też się stało 23 maja na miejsce przybyła policja.
[b]Policja nic nie może[/b]
Na miejsce przybył patrol policji. Przyjechali, popatrzyli i odjechali.
– Policja działa na podstawie prawa, a w tym wypadku nie wykryliśmy jego złamania – mówi rzecznik policji sierżant sztabowy Tomasz Wnuk.
Policja tłumaczy, że Twarogowski jest właścicielem posesji i miał pozwolenie rozbiórki.
– Teraz sprawdzamy, czy ten człowiek nie popełnił przestępstwa – mówi Wnuk.
W tym momencie jesteśmy na etapie przesłuchiwania stron – tłumaczy – Sprawą zajmują się policjanci z Bieżunia – dodaje.
[b]Rodzina w depresji[/b]Z Grażyną Dobrosielską spotkałem się w smutnych okolicznościach. Cała rodzina Dobrosielskich bardzo przeżywa to, co dzieje się z ich posiadłością. Kiedy Dobrosielscy zobaczyli niszczony dom dotknęło ich to do żywego.
Szczególnie zdarzenie przeżywa młodsza z córek.
– Chodzi po domu, płacze, krzyczy – mówi matka.
Nagle w sobotę dziewczyna ucieka z domu do lasu. Matka boi się, że ta popełni samobójstwo. Wzywa policję. Na miejsce przyjeżdżają policjanci z Zawidza i trzy jednostki straży pożarnej. Szukają dziewczyny. Na próżno. Na szczęście dziewczyna znajduje się po kilu godzinach, kiedy najbliżsi są już na skraju rozpaczy. Pierwsze słowa jakie mówi brzmią: „Ja go zabiję”.
– Całe szczęście, że się znalazła – myślałam, że już jej nie znajdziemy, mówi matka.
Nic dziwnego, że Dobrosielscy są w kiepskiej kondycji psychicznej od miesięcy koczują u swoich bliskich albo w samochodzie.
– W takich warunkach długo się nie da żyć – mówi Grażyna. Dobrosielska.
– A postępowanie może trwać bardzo długo – tłumaczy Jacek Jaworski z nadzoru budowlanego – Najpierw ustalić musimy, jakie gabaryty miał budynek i kiedy rozpoczął rozbiórkę – dodaje.
Inspektor nie wie, jak się zakończy postępowanie.
– Konsekwencją może być mandat lub, jeśli była to budowlana samowola, o wysokości kary orzeknie Sąd – mówi Inspektor.
[b]Jacek Twarogowski nic nie powiedział[/b]Od samego początku dręczyło nas pytanie, dlaczego doszło do tej rozbiórki. Co kierowało inwestorem, że zdecydował się na taki krok. Złość? Zadzwoniliśmy do Twarogowskiego. Niestety, gdy dowiedział się, że jesteśmy z gazety, odrzucił połączenie, a później nie odbierał telefonu.

Dodaj komentarz