
Po II wojnie światowej ziemianie jako warstwa społeczna zostali przez władze komunistyczne zniszczeni i zepchnięci w przeszłość. Podstawowym narzędziem walki z ziemiaństwem było przeprowadzenie przymusowej reformy rolnej nacjonalizującej bez prawa do odszkodowania większość majątków ziemskich. Tym jednym polityczno – administracyjnym posunięciem w połączeniu z brutalnymi represjami kilkusetletnie ziemiańskie tradycje naszego powiatu zostały nieodwracalnie zniszczone.
Pomimo, iż wykazanie bezpośrednich powiązań pomiędzy naukowymi dysputami nad konsekwencją dziejową z jednej, a zmiennością społecznego i politycznego porządku z drugiej strony nie jest łatwym przedsięwzięciem, można jednak – analizując dzieje lokalnego ziemiaństwa – wysnuć ogólne wnioski odnośnie ducha dziejów, którego działaniu poddane zostały owe elity i w którego kształtowaniu aż do wybuchu II wojny światowej miały swój bezsprzeczny udział. Dla przejrzystości owego obrazu posłużymy się przykładem majątków ziemskich Chromakowo oraz Poniatowo.
Wojna. Początek końca
Po zakończeniu działań wojennych we wrześniu 1939 roku i wkroczeniu niemieckich wojsk okupacyjnych na tereny Rzeczpospolitej nastąpił pierwszy akt niszczenia polskiej klasy ziemiańskiej. Na ziemiach wcielonych do Rzeszy rozpoczęto proces wywłaszczania dotychczasowych właścicieli. Nie jest zatem sprawą przypadku, że w ich miejsce sprowadzano zarządców z niemieckiego nadania. W Chromakowie został nim Niemiec o nazwisku Brondis (Brondys) natomiast w Poniatowie Niemka Kantze. Powierzona im funkcja miała charakter cywilno – administracyjny i raczej przejściowy. Brondis w stosunku do Polaków był służbistą, lecz wykazywał inicjatywę do praktycznego wyzyskania swoich możliwości. Starał się wytworzyć klimat sprzyjający porozumieniu z dotychczasowymi właścicielami. Późną jesienią 1939 roku ostrzegł dziedziców Antoniego i Stefanię Budnych o mających nastąpić w maju 1940 roku aresztowaniach obywateli ziemskich oraz duchownych. Niejako na marginesie zaznaczmy, iż rzeczone aresztowania przeprowadzono już w kwietniu 1940 roku. W ich następstwie właściciel dóbr poniatowskich Kazimierz Gałczyński osadzony został w obozie w Dachau, natomiast poniatowski ksiądz wikary Stanisław Borniński w obozie w Mauthausen, w którym zmarł z wycieńczenia organizmu. Budni wraz z dziećmi za namową Brondisa opuścili dwór w styczniu 1940 roku. Tego niezwykle mroźnego dnia nie mogli wiedzieć, że powrócą do Chromakowa dopiero za pięć wojennych lat, a z rodowym dworem żegnają się już na zawsze.
W majątku Chromakowo następcą ugodowego Niemca został emerytowany oficer i jednocześnie inwalida wojenny z czasów I wojny światowej. Istnieją relacje mówiące, że bardzo poważną kontuzję ręki odniósł w czasie walk na froncie zachodnim. Reprezentował styl bycia przypisany namiestnikom totalitaryzmu. Do Chromakowa przybył wraz synem, który został zapamiętany poprzez oryginalny sposób okazywania niechęci do Polaków, mianowicie podczas ulubionych wypraw konnych zabierał broń i czasami oddawał strzały w kierunku mieszkańców Chromakowa. Młodzieniec rychło dojrzał do odbycia służby wojskowej i fakt przyjęcia go w szeregi elitarnej formacji niemieckiego wojska dumnie fetowano w dworze, jednakże kilka dni później rezydentów dworu niepomiernie zasmuciła wiadomość, że syn wraz z jednostką udaje się w rejon ciężkich walk na froncie wschodnim. W czasie urzędowania tegoż zarządcy dokończono rozpoczęte przed wybuchem wojny bardzo dużym nakładem środków finansowych i roboczych prace melioracyjne dóbr chromakowskich.
Co do jednego faktu relacje świadków wydarzeń są nad wyraz zgodne, mianowicie okupacyjna codzienność obfitowała w szereg przykrych i uciążliwych obowiązków. Jednym z nich była praca w majątku dworskim na rzecz niemieckich właścicieli oraz wywózki do prac przymusowych. Uchylanie się od niemieckich zarządzeń lub niestosowanie się do nich było surowo karane. Stosowanie kar cielesnych było powszechną praktyką . Perspektywa ta i inna – o wiele gorsza nie odstraszała jednak przed kontaktami z przedwojennymi dziedzicami. Zanotowano informacje o kilku niezwykle ryzykownych wyprawach dawnych zarządców majątków do dziedziców Sierocińskich oraz Budnych.
Jesienią 1943 roku przybył kontyngent połączonych oddziałów niemiecko – ukraińskich. Żołnierze ukraińscy pełnili służbę pomocniczą, nie posiadali prawa noszenia przy sobie broni. Większość elementów umundurowania z wyłączeniem nakryć głów było zbliżone do niemieckich. Współpraca sojusznicza niemiecko – ukraińska na terytorium Rzeczypospolitej datuje się od niemieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 roku, w której uczestniczyły również nieliczne jeszcze siły ukraińskie. W czasie okupacji obecność Ukraińców w Chromakowie i Poniatowie zaznaczyła się w stopniu znacznym. Wynikało to głównie z faktu, iż liczebność żołnierzy ukraińskich w stosunku do stacjonujących np. w Chromakowie żołnierzy Wehrmachtu wynosiła relatywnie 4:1. Przyczynę takiego stanu rzeczy należy upatrywać w zapotrzebowaniu na znaczną ilość pracowników zajmujących się wspomaganiem niemieckich służb weterynaryjnych prowadzących w Poniatowie lecznicę koni. Na ten cel przeznaczono kompleks dawnych dworskich stajni oraz uzdatniono wiele budynków gospodarczych mieszkańców Chromakowa. Niektóre z gospodarstw mieściły ponad 20 koni.
Obecność Ukraińców akcentowała się w przerozmaity sposób. W Chromakowie doszło do kilku znamiennych incydentów głównie w 1944 roku. Stacjonujące tam wątłe siły niemieckie świadome krwawych wydarzeń wołyńskich, o których informowana była każda niemiecka jednostka z podległym jej personelem ukraińskim, uspakajały lokalną społeczność, iż Niemcy są tutaj także dlatego, ażeby ludności polskiej nie stała się żadna krzywda ze strony podległych im Ukraińców. Jednak świadomość impetu i rozmachu natarcia wojsk II Frontu Białoruskiego była najlepszym argumentem do panicznego i bezzwłocznego opuszczenia ziem obecnego powiatu żuromińskiego zarówno przez Niemców jak i Ukraińców.
Jako pierwsze do Chromakowa wkroczyły sowieckie patrole będące awangardą głównego natarcia. Nastąpiło to późnym czwartkowym wieczorem 19 stycznia 1945 roku. Wśród żołnierzy formacji uderzeniowej zmęczenie wywołane forsownym marszem i jego imponującym tempem sięgało zenitu, często zdarzały się przypadki, kiedy radzieccy żołnierze ubrani w uniformy o charakterystycznym zimowym kamuflażu kładli się pod gołym niebem, bezpośrednio na śnieg i natychmiast zasypiali. W Chromakowie na nocleg w domu rodziny Beczyńskich zatrzymał się wraz ze sztabem radziecki generał. Przemarsz wojsk trwał kilka dni.
Oceniając położenie przedwojennej warstwy bene nati et possessionati nieco inaczej aniżeli działacze komunistyczni – korzystający ze wsparcia bagnetów sowieckich, prawowity właściciel dóbr chromakowskich zdecydował się na bezzwłoczny powrót. Nastąpiło to w kilka dni po wkroczeniu wojsk radzieckich do Chromakowa. Został przez mieszkańców przyjęty życzliwie. Mało kto wówczas zdawał sobie sprawę, że wojna permanentnie zachwiała dotychczasowym systemem wartości. Do władzy poczęli dochodzić zupełnie nowi ludzie – bezwzględni, pomysłowi, gotowi podjąć ryzyko współpracy z Sowietami i najczęściej z tzw. awansu społecznego. Wychodząc jednak poza ramy narzucanego ruchu klasowo – robotniczego, pamiętajmy, iż w wielu kręgach społecznych wieczną ideą polskiej egzystencji historycznej pozostawała wolność. Lokalni właściciele majątków ziemskich szybko zorientowali się, że w tworzącym się systemie państwowym posługującym się metodą faktów dokonanych niełatwo jest odróżnić fikcję i prowokację od realnej rzeczywistości. Zagrożeniem podstaw tworzącej się nowej władzy uzasadniano potrzebę bezpośredniej walki z sanacyjnym porządkiem Rzeczypospolitej, wobec czego niemożebnym stało się podtrzymanie status quo obywateli ziemskich. Zarówno Gałczyńscy z Poniatowa jak i Budni z Chromakowa zostali pozbawieni całego rodowego dobytku i de facto społecznie zdegradowani. Zdawano sobie sprawę z wzrastającej powagi sytuacji.
Chromakowski dziedzic wraz z rodziną, przybraną córką żydowskiego pochodzenia oraz dwoma służącymi zamieszkał w domu swojego dawnego zarządcy Czesława Wiśniewskiego. Dom Wiśniewskich kilkakrotnie odwiedzali oficerowie radzieccy. Jednego z nich bowiem niezmiernie ciekawiła historia przyrodniej córki Budnych, ryzykownie ukrywanej przez cały okres okupacji. W uznaniu rangi tegoż czynu, ów komisarz wypisał kwit nakazujący wydanie okazicielowi jednej krowy z majątku w Chamsku. Dziedzic kwit co prawda przyjął, lecz go nigdy nie zrealizował. Po upływie dwóch niezwykle trudnych powojennych lat ostatni właściciele majątku ziemskiego Chromakowo rozstali się z rodową posiadłością.
Marek Oryl

Dodaj komentarz