MAM NAWET PEWIEN NIEDOSYT

WYWIAD\ Spodziewała się innych kontrkandydatów w wyborach samorządowych. Nadal chce rozwijać żuromińską strefę ekonomiczną. Liczy na współpracę z radnymi. W tym tygodniu na nasze pytania odpowiada burmistrz Żuromina Aneta Goliat.

Kacper Czerwiński: Żuromiński samorząd może pochwalić się miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego obejmującymi cały obszar administracyjny. Czy namawia Pani kolegów wójtów i burmistrzów do uchwalania ich w innych gminach?

Aneta Goliat: Czy namawiam? Na pewno polecam. My w Żurominie po prostu robiliśmy swoje. Nasze miejscowości potrzebowały takich planów. Każda gmina jest inna, jest specyficzna. Zawsze należy rozpocząć od konsultacji społecznych. Ta myśl nie zrodziła się w mojej w głowie, wynikała z potrzeb społecznych.

K.C.: Głównie z chęci powstrzymania budowy chlewni i kurników.

A.G.: Tak, żeby ograniczyć tę ekspansję. Każdy wójt musi wspólnie z radą podjąć taką decyzję samodzielnie.

K.C.: Nie wszystkie samorządy mogą sobie na to pozwolić. Ile nas to kosztowało?

A.G.: Około 300 tysięcy złotych. Taki był koszt planów dla wszystkich 23 miejscowości.

K.C.: Plany uchwalone, a uciążliwości nadal są. Wierzy Pani w to, że władze krajowe stworzą przepisy, które to ograniczą?

A.G.: Czy wierzę? Bardzo bym chciała. Tak długo czekamy na ustawę odorową. Do dzisiaj jej nie ma. Każdego dnia dzwonią do mnie ludzie z różnych rejonów Polski. Niektórzy traktują mnie jak fachowca w tej dziedzinie, choć ja za niego się nie uważam. To sygnał, że tego typu problem występuje również w innych regionach. W mojej ocenie, rządzący powinni się nad tym pochylić.

K.C.: To fakt, ale nie tylko gmina jest już doświadczona. Na terenie powiatu działają również stowarzyszenia, które angażują się w tej sprawie.

A.G.: Problem koncentracji ferm jest również w Wielkopolsce, czy na Warmii i Mazurach. Przyjeżdżały do nas całe Rady Gmin i pytały, co z tym robić. Uważam, że miejscowe plany są na razie najskuteczniejszym narzędziem w rękach samorządowców.

K.C.: Aktualnie prowadzone są prace w kierunku uchwalenia planu dla miasta Żuromin. Dlaczego? Występują jakieś zagrożenia, czy pewne sprawy należy zwyczajnie uaktualnić?

A.G.: Nie, trzeba uaktualnić pewne sprawy. Idziemy do przodu, rozwijamy się. Mamy wiele wniosków od mieszkańców, chcemy im pomóc.

K.C.: Mieszkańcy mogą spodziewać się nowych miejsc pracy, planowane są jakieś duże inwestycje?

A.G.: Przychodzą do nas lokalni przedsiębiorcy, którzy chcą rozwijać swoje biznesy. Podkreślają, że zmiany w planie mogą wpłynąć na powstanie nowych miejsc pracy i to mnie bardzo cieszy. Takim ludziom zawsze będę chciała pomóc, tym bardziej, że są to nasi mieszkańcy i płacą u nas podatki.

K.C.: A co z naszą strefą? To strefa ekonomiczna, czy strefa ciszy?

A.G.: Na razie strefa ciszy, ale odpowiedź jest prosta. Na razie nie jest uzbrojona. Zawsze, jak promuję nasze tereny inwestycyjne to inwestorzy pytają mnie, co na tej strefie mamy. Wodociąg i kanalizację sanitarną- odpowiadam. A deszczówka? Droga? W projekcie budżetu na 2019 rok zaplanowałam 300 tysięcy złotych na kanalizację deszczową. Rada Miejska pozytywnie do tego podeszła. Musimy naszą strefę dozbroić. Na przykład Iława, czy Mława mają już gaz na strefie, nie wspomnę o drogach.

K.C.: Ale Mława i Iława to już trochę inne realia, nie oszukujmy się. Droga krajowa, funkcjonujące już zakłady. Nie uważa Pani, że jakby ktoś konkretnie był zainteresowany inwestowaniem w Żurominie, to chciałby podpisać np. umowę intencyjną i poczekać chwilę? Zwołanie sesji nadzwyczajnej do zmian w budżecie nie jest trudne, a 300 tysięcy piechotą nie chodzi.

A.G.: Słusznie Pan zauważył, że Mława i Iława to trochę inny poziom. Inwestorzy nie chcą jednak czekać, chcą mieć gotową strefę. Mieliśmy już poważnego inwestora – naukowca z Wrocławia i na ostatniej prostej zrezygnował. Musimy inwestować w strefę. To jedyna perspektywa rozwoju naszego miasta. Nie zapominając o naszych lokalnych inwestorach, którym również jako gmina pomagamy.

K.C.: Czy kontaktował się z Panią inwestor z Brudnic? Przed wyborami chciał budować zakład pracy, a teraz?

A.G.: Inwestor się odezwał, a konkretnie do mojego zastępcy. Wspólnie z żoną chcą wrócić do rozmów.

K.C.: To może warto zaproponować im strefę ekonomiczną?

A.G.: To była moja pierwsza propozycja, ale inwestorzy mając 16 hektarów własnej ziemi, nie chcą wydawać pieniędzy na kupno działki na strefie ekonomicznej. Z drugiej strony wniosek inwestorów, wpłynął chyba w nieodpowiednim terminie, bo przed samymi wyborami.

K.C.: I przemyślany do końca też chyba nie był? Odrolnić całe 16 hektarów dla małego zakładu? Nie wspominając o gruntach pod ochroną…

A.G.: Dokładnie tak. Analizowaliśmy to, rozłożyliśmy temat na czynniki pierwsze. Rozmawiałam z urbanistą, czy istnieje możliwość zabezpieczenia się na wypadek, gdyby inwestorzy chcieli sprzedać te grunty po ich przekształceniu. Okazuje się, że w planie możemy wpisać również PKD, to dobra wiadomość. Do rozmów na pewno wrócimy. Nie możemy odpuścić tej sprawy. Zapewniam, że zabezpieczymy się przed ewentualną budową w tamtym miejscu kurników, czy chlewni. Jeden z moich pracowników stwierdził, że jestem tego gwarantem, bo nie bałam się sprzeciwić temu lobby.

K.C.: Zmienię nieco wątek. Między Panią a radnymi różnie bywało, a teraz cisza i spokój. Kamery was peszą?

A.G.: Osobiście cieszę się, że kamery są i mieszkańcy mogą zobaczyć, jak pracujemy. Rzeczywiście na razie jest spokojnie, jest merytorycznie i oby tak dalej.

K.C.: Spodziewałem się większego rozwinięcia tematu…

A.G.: (śmiech) Po prostu ostatnie lata były dla mnie konkretną lekcją. Od rady oczekuję jednego- współpracy.

K.C.: Z wami, to trochę jest tak, jak w telewizji. Niby konflikt, ale pozorny. Jakby radni byli złośliwi, to od razu obcięliby Pani pensję, a tego nie zrobili. Pani też mogła im więcej pstryczków w nos wymierzyć.

A.G.: No, ale tej współpracy nie było…

K.C.: Raczej porozumienia? Przecież radni przegłosowali ponad 98% uchwał zaproponowanych przez Panią, a to chyba można nazwać współpracą?

A.G.: Może tak, zabrakło nam porozumienia.

K.C.: W urzędzie nie ma sekretarza. W jaki sposób chce Pani uzupełnić ten wakat? Konkurs, czy mianowanie?

A.G.: To bardzo ważne stanowisko, ale nie podjęłam jeszcze decyzji. Albo zostanie ogłoszony konkurs, albo będzie to awans wewnętrzny.

K.C.: Czego Pani życzyć na ten nowy, 2019 rok?

A.G.: Proszę mi życzyć przede wszystkim dobrej współpracy z Radą Miejską, bo to jest ważne.

K.C.: Z prasą również?

A.G.: Prasa chyba mnie trochę nie lubiła, tak mówili mi również mieszkańcy, z którymi rozmawiałam.

K.C.: Zależy co jest na okładce, raz tego lubię, a potem nie lubię…

A.G.: Gazety nie były mi przychylne, a ja i tak wygrałam i to w pierwszej turze. Nie spodziewałam się tego.

K.C.: Pani burmistrz, przychylność jest subiektywnym pojęciem. Bronię się tym, że zawsze piszę prawdę, jakby było inaczej to zamieszczałbym sprostowania, a to mi się nie zdarzyło.

A.G.: To fakt, ale czasami gra słów w artykule może zrobić wiele złego.

K.C.: Wrócę jednak do wyborów. Nie uważa Pani, że w wygranej pomogła Pani trochę ordynacja wyborcza? Konkurencyjne obozy postawiły na drugi szereg. Zapewne spodziewała się Pani innych kontrkandydatów?

A.G.: To prawda, mam nawet pewien niedosyt. Chciałabym się zmierzyć z Markiem Budzichem i Ireneuszem Rejmusem. Całą kadencję myślałam, że zmierzę się właśnie z tymi osobami…

K.C.: Widzi Pani, teraz Marek Budzich i Ireneusz Rejmus powiedzą, że jestem im nieprzychylny bo zadałem takie pytanie (śmiech).

   

Dodaj komentarz

Kliknij by dodać komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.