
Michał Osiecki
m.osiecki@kurierkurierzurominski.pl
To był kolejny mecz z serii bardzo ważnych dla Boruty Kuczbork. W poprzednim tygodniu podopieczni Mariusza Kołakowskiego i Rafała Markiewicza na własnym terenie zdemolowali ostatni zespół tabeli Rzekuniankę Rzekuń aż 6:0. Dla Rzekunia to był swoisty pocałunek śmierci. Goście, którzy jeszcze przed meczem mogli liczyć na punkty i mieć nadzieję na walkę o pozostanie w lidze, po tej porażce nie mieli już złudzeń. Za rok zagrają w A-klasie. Przed spadkiem do niższej klasy rozgrywkowej broni się także Mazowsze Jednorożec. Zespół rywala Boruty Kuczbork przed tą serią gier zajmował przedostatnią pozycją i chcąc opuścić tę lokatę i włączyć się w walkę o ligowy byt, musiał wygrać ten mecz.
Z podobnego założenia wychodzili goście. Podopieczni Rafała Markiewicza i Mariusza Kołakowskiego, którzy również walczą o uchronienie się przed spadkiem, przyjechali do Jednorożca po komplet punktów. Stan kadrowy zespołu Boruty Kuczbork nie napawał jednak optymizmem. Na tak ważne spotkanie „Boruciarze” wygrali się w jedenastu. Na ławce rezerwowych nie było żadnego z piłkarzy.
Początek spotkania zespół Rafała Markiewicza i Mariusza Kołakowskiego miał piorunujący. W pierwszym kwadransie nasz zespół zdominował przeciwników i ustawił całe spotkanie. Bardzo dobry początek rywalizacji przesądził o wyniku całego meczu. O wyniku zadecydowały stałe fragmenty gry, które Boruta wykonuje znakomicie. Na prowadzenie swój zespół wyprowadził Rafał Balcerzak. Skrzydłowy „Boruciarzy” zaskoczył bramkarza Mazowsza Jednorożec z rzutu wolnego. Po kilku minutach było już 2:0. Tym razem arbiter główny tego pojedynku wskazał na rzut karny. Wykonawcą jedenastki okazał się jeden z grających trenerów Mariusz Kołakowski. Kołakowski uderzył silnie, a bramkarz nie miał nic do powiedzenia. Spotkanie rozpoczęło się, zatem znakomicie. Boruta mógł nastawić się na grę z kontrataku, a gospodarze musieli gonić wynik i odkryć się. Mazowszanie choć atakowali, to nie byli w stanie poważnie zagrozić bramce. Zrobili to tylko raz i za sprawą Artura Piotraka zdobyli kontaktowe trafienie w drugiej połowie. Była to jak się później okazało tylko bramka honorowa.
Dodaj komentarz