
Pisaliśmy ostatnio o niewłaściwym ustawieniu rzeźb, jakie powstały dwa lata temu podczas pleneru rzeźbiarskiego. Pisaliśmy też o tym, że wypadek, w którym podobna rzeźba przygniotła śmiertelnie kilkuletnie dziecko skłoniły inicjatora, prezesa Towarzystwa Miłośników Ziemi Żuromińskiej, do wizyty w redakcji, a po kilku dniach również na obradach Sesji Rady Miejskiej (31 lipca), na których stwierdził, że trzeba przestawić je tam, gdzie ich miejsce, bo jest na to odpowiedni dokument. Jego zdanie podzieliła wówczas sama burmistrz Aneta Goliat, która stwierdziła publicznie, że zaraz, kiedy tylko dyrektor wróci z urlopu, wezwie go na „dywanik” i zapyta o całą sytuację. Potwierdziła, że skoro jest miejsce wyznaczone na rzeźby, to te tam powinny stanąć. Markowski podkreśla, że nie chce, by stała się jakaś tragedia, bo wówczas wszyscy poniosą konsekwencje, zarówno on, jako inicjator powstania rzeźb, jak i ci, do których alarmował o zakończenie kwestii.
A co od tego czasu robi w tej sprawie dyrektor ŻZK Janusz Kuklewicz? Najpierw (przy pierwszej publikacji) nazywa całą sytuację polityczną (w miejscu wyznaczony na rzeźby wynajął baner reklamowy posłowi PiS), a teraz przysyła do redakcji pisma z żądaniem sprostowania czegoś, co nie jest dokładnym cytatem, a omówieniem całej sytuacji. Chodzi dokładnie o stwierdzenie w publikacji z wizyty Markowskiego na sesji, że jako dyrektor placówki wykonał do niego „dziwny” telefon. Dyrektor twierdzi, że Markowski wcale tak nie powiedział, a jego zdaniem sugerowanie w artykule, że dyrektor jest autorem dziwnych telefonów jest „stwierdzeniem poddającym jego osobę negatywnej ocenie i jest naruszeniem dóbr osobistych, a wywodzi się z nadinterpretacji autorki tekstu” (cytat z pisma dyrektora do redakcji). Janusz Kuklewicz bardzo przejął się, że mógł zostać „oczerniony” (?) stwierdzeniem, że wykonuje dziwne telefony.
A czy nie jest dziwnym fakt, że jako szef gminnej, publicznej placówki ma za nic urzędowe decyzje, ba – własnego organizatora i starostwa? Że istnieje decyzja sprzed dwóch lat, która mówi, iż rzeźby powinny stać w miejscu, gdzie dziś stoi jeden z banerów (na którym placówka zarabia), ale nikt jej nie realizuje? Czy nie jest dziwnym fakt, że zamiast tę decyzję wykonać, dyrektor dzwoni do Marka Markowskiego z pytaniem, czy pani Marianna Budzińska (pracownik gminy, która 2 lata temu wykonała projekt, w którym to właśnie wyznaczono miejsce, gdzie rzeźby jako tzw. mała architektura mają stanąć) może wykonać nowy projekt i wyznaczyć nowe miejsce na postawienie rzeźb? Dlaczego miałaby ona ponownie wykonywać pracę, którą już raz wykonała, skoro ma inne obowiązki?
Czy nie jest dziwne, że dyrektor zamiast po prostu pochylić głowę, zwyczajnie przeprosić i decyzję wykonać, biega po magistracie, odsłuchuje nagrania z sesji, na której nie był i pisze wezwania o sprostowanie do redakcji, a nie ma czasu na zamówienie ekipy i zamontowanie rzeźb w wyznaczonym miejscu?
Podajemy więc dokładny cytat, jaki odnośnie niewykonania tej decyzji padł z ust pana Markowskiego podczas sesji:
„Pan dyrektor dzwonił do mnie, czy pani Budzińska może zrobić następny projekt, żeby znaleźć nowe miejsce na te rzeźby. Uważam, że brzmi to absurdalnie, przynajmniej dla mnie, może tylko ja tak to odbieram, skoro wszystko było dopracowane, zrobione. Ja zobowiązuję się, że dostarczę cement, dostarczę piasek, wodę myślę, że dostaniemy z Żuromińskiego Centrum …”.
Nadal uważamy, że taki telefon ze strony szefa gminnej jednostki jest dziwny. Wręcz zapytalibyśmy wprost – dlaczego dyrektor nie respektuje prawa i nie wykonuje go należycie, dbając o zdrowie i życie odwiedzających jego placówkę dzieci i młodzieży? Dlaczego nie znajdzie innego miejsca na baner?
Za dziwny uznaje go również Marek Markowski, który to właśnie miał na myśli na sesji, oceniając jego prośbę jako absurdalną. Przed publikacją tego materiału jeszcze raz skontaktowaliśmy się z prezesem TMZŻ. – Od sesji żadna osoba ani żadna instytucja do mnie jako do inicjatora i tego, który interweniował na sesji się nie odezwała. Taka sytuacja zagraża zdrowiu i życiu mieszkańców. Dopóki jest dobrze, to jest dobrze, a w razie nieszczęścia zaczną się kłopoty – powiedział nam 19 sierpnia Markowski.
Ocenę, czy telefon z taką prośbą jest dziwny, absurdalny czy wręcz niezrozumiały – pozostawiamy także Czytelnikom.
W całej sytuacji najbardziej DZIWNY jest fakt, że dyrektor publicznej placówki bardziej przejmuje się tym, że może być źle oceniony (co jest wpisane w pełnienie funkcji publicznej), niż zdrowiem i życiem mieszkańców. W dniu oddania aktualnego wydania „Kuriera” do druku pytaliśmy w rozmowie telefonicznej wiceburmistrza Michała Bodenszaca o bieżące działania w sprawie rzeźb. Odparł, że nie zna szczegółów sprawy, ale została ona przekazana do wykonania dyrektorowi ŻCK. Bodenszac obiecał zbadać temat i oddzwonić. Do momentu zesłania gazety do drukarni odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Wiemy jednak, że burmistrz Aneta Goliat przebywa obecnie na urlopie, stąd może wynikać zwłoka urzędu w udzieleniu nam właściwej informacji. Cierpliwie czekamy.
Agnieszka Orkwiszewska

Dodaj komentarz