
Michał Osiecki
m.osiecki@kurierkurierzurominski.pl
Piłkarską atmosferę było czuć już z daleka. Biało-czerwony tłum maszerował pod gdański stadion. Chóralne śpiewy podgrzewały atmosferę i zwiastowały, że równie doniosły doping będzie na samym obiekcie.
Wchodzę na stadion i dołączam do innej grupki kibicowskiej z Żuromina. Na trybunach wieszamy specjalnie przygotowany na tą okazję transparent „Teodorczyk, królu nasz, na brameczkę w kadrze czas”. Oczywiście znalazło się także miejsce na podkreślenie tego skąd jesteśmy i nazwa naszego miasta musiała się pojawić na transparencie. Nie minęło kilka sekund, a natrafiam na kolejną grupę ludzi z naszego miasta. W innym miejscu widzę polską flagę z napisem Żuromin. Wielu naszych ziomków rozsianych było po całym stadionie. Wszyscy przybyli tu dla niego. Wszyscy chcieli być razem z Łukaszem Teodorczykiem w tej ważnej chwili. Szukam wzrokiem Łukasza. Jest! Gra w piłkarskiego dziadka z zawodnikami rezerwowymi. Każdy jego krok był obserwowany. Prezentuje się świetnie. Zgodnie stwierdzamy – strój reprezentanta Polski mu pasuje.
Nadchodzi mecz
Zbliża się pierwszy gwizdek sędziego. Rezerwowi kadry Fornalika idą w kierunku ławki. Kuszczak, Perquis, Pawłowski. Jest Nasz „Teo”! Z racji tego, że siedziałem w niedalekiej odległości od ławek rezerwowych widzę go doskonale. Macham, daje znać, że jesteśmy. Widzi to, patrzy w naszą stronę z uśmiechem na twarzy podnosi rękę, i siada na ławkę. Tuż obok Błaszczykowskiego.
Niestety na tej ławce spędził całe spotkanie. Choć my, żurominianie, co chwilę zerkaliśmy na ławkę rezerwowych i błagalnym wzrokiem patrzyliśmy na selekcjonera kadry, ten nie wysłał „Teo” na rozgrzewkę. Mijały kolejne minuty, sytuacja pozostawała bez zmian, choć wynik dla reprezentacji nie był dobry. Mimo, że było tak blisko, debiut jednak nie nastąpił. Będzie trzeba jeszcze poczekać.
[b]Końcowy gwizdek[/b]
Kibice opuszczają stadion, piłkarze kierują się do szatni. Dwóch zostało. Najlepsi koledzy z warszawskiej Polonii idą do nas, podchodzą do naszego sektora. Łukasz i Paweł (Wszołek – dop. red) witają się z nami niezwykle serdecznie. Mimo, że pewnie gdzieś w głębi duszy są zasmuceni, że nie zagrali, uśmiech nie schodzi z ich twarzy.
– Trzymajcie koszulkę – mówi Łukasz, jednocześnie podając czerwony trykot, w którym miał wystąpić. Będziecie mieli na pamiątkę – dodaje, po czym udaje się już do szatni.
Czasu na jakąkolwiek rozmowę nie było dużo. Spotkanie naszej grupki z Łukaszem trwało tylko chwilę. Został już tylko czas na wspólne zdjęcia i drogę powrotną.
PS A w Gdańsku tym razem nie było dwóch „hymnów” znanych z polskich stadionów, do których przyzwyczaili nas polscy kibice. Tego dnia nie słyszałem „Nic się nie stało…” i pieśni na temat tego, co należy robić z PZPN.
Dodaj komentarz