
Na razie żadne wiążące decyzje nie zapadły, ale dyskusja o tym, że system śmieciowy się nie dopina odbyła się na ostatnim przedsesyjnym wspólnym posiedzeniu komisji, 12 sierpnia.
– W przetargu na 2018 r. przewidywaliśmy, że będziemy mieli rocznie ok. 320 tys. zł za śmieci. Z tego, co widzę po fakturach w tym roku, z tej puli zostało nam 76 tys. zł do końca roku – informował wójt Jacek Kołodziejski. W styczniu faktura opiewała na 19,7 tys. zł, w lutym 24,9 tys. zł, w marcu 24,3 tys. zł, w kwietniu 28 tys. zł, w maju, gdzie były śmieci wielkogabarytowe 48 tys. zł, w czerwcu 35 tys. zł w lipcu 32 tys. zł ,w sierpniu już 32 tys. zł.
– Drodzy państwo, trzeba się zastanowić, dlaczego są takie kwoty – powiedział radnym wójt. Jak przypomniał, prawie 96 % mieszkańców gminy deklaruje, że segreguje śmieci. Niestety, Lutocin to kolejny samorząd, w którym okazuje się, że nie pokrywa się to ze stanem faktycznym i ponoszonymi na wysypisku opłatami. Jeśli taka tendencja się utrzyma, na koniec roku samorząd będzie musiał dopłacić do planowanej kwoty jakieś 80 tys. zł. Jak będzie w kolejnych latach?
Radni zwrócili uwagę na to, że jeśli mieszkańcy nie mają dwóch worków na plastik, a ten w jednym się nie mieści, firma nie zabierze tych dodatkowych śmieci (w innym worku). Śmieci, które więc wysegregują, lądują ostatecznie w worku na odpady zmieszane.
Wójt podkreślił, że to ustawa nakłada na samorząd to, by oddawał na wysypisko odpowiednią ilość śmieci segregowanych. Żaden jednak samorząd w powiecie tych wytycznych nie osiąga. – Został nałożony procent wysegregowania danej frakcji śmieci – tłumaczył sekretarz Zbigniew Nosek.
W pewnym momencie w dyskusji padła informacja, że nawet jeśli ktoś wysegreguje śmieci metalowe, te i tak nie dojadą na wysypisko, bo istnieje możliwość ich sprzedaży. Mieszkańcy sami również korzystają z tej możliwości i jeśli mają dużo odpadów metalowych, zwyczajnie nie oddają ich gminie, a sprzedają w punktach skupu. To powoduje, że gmina nie oddaje ich na wysypisko.
– Istnieje zagrożenie, że popłyniemy ze śmieciami – zażartował. – Jak ja mam dołożyć w tym roku 100 tys. zł, to jest taki przepust w Swojęcinie. Jak to wytłumaczyć mieszkańcom, że nie wszyscy stosują się do prawa? – dodał włodarz.
– Prognozy były na określoną ilość odpadów, ale ilość śmieci wzrasta w takim tempie, że te prognozy nijak się mają – dodał przewodniczący rady Wojciech Jakub Góralski.
Wójt tłumaczył, że ostatnia podwyżka za śmieci niewiele pomogła. – Żuromin zrobił podwyżkę, ale nie uwzględnił kar za niewysegregowanie śmieci. Wychodzi, że znowu powinni podnieść – dodał Nosek. Przypomniał, że już w czasie wchodzenia w życie nowej ustawy śmieciowej samorządowcy alarmowali o mogących wystąpić problemach. – Wtedy mówiono o kolejnych procentach nakładanych na samorządy. Samorządowcy mówili autorom tej ustawy, że dojdzie niedługo do tego, że samorządowi będzie się lepiej opłacało kupić szkło i złom od mieszkańców, niż płacić karę. Autorzy mówili wtedy, że zmierzamy do Europy, robili wielkie oczy. Ale prędzej czy później do tego dojdzie – wyjaśniał Zbigniew Nosek.
– Kto z mieszkańców odda złom na śmieci? Każdy zdrowo myślący to sprzeda. A ustawodawca karze samorząd za to, że nie wysegregował złomu – dodał sekretarz urzędu. – Ale nawet, jak oddamy, on nie dojedzie do wysypiska – dodał radny Mariusz Kumor.
Zdaniem Noska, samorządy będą zmuszone podwyższać ceny odbioru śmieci, żeby płacić kary za niespełnienie wymogów nałożonych na nie ustawą.
– Gdyby wszyscy segregowali tak, jak deklarują, nie byłoby problemu – zakończył Jacek Kołodziejski. Włodarz apelował do radnych, by uświadamiali mieszkańców o konsekwencjach niesegregowania odpadów.
Na razie była to jedynie dyskusja. Samorządowcy nie ukrywają jednak, że do tematu będą musieli wrócić. Prawdopodobnie wraz z początkiem nowego roku mieszkańców czekać będzie więc kolejna podwyżka.
Agnieszka Orkwiszewska

Dodaj komentarz