We dworze zabawa

Jest jesień 1946 r. Grupa młodych mężczyzn odważnie kroczy głównym traktem wsi. Pełni werwy i animuszu idą na pierwszą zabawę, jaką zorganizowano po wojnie. Kiedy zastają zamknięte drzwi sklepu spożywczego, orientują się, że dzieje się coś dziwnego. Wokoło nie widać żywego ducha.
Arena przedstawionych wydarze�

Tadeusz Manista

tadek.manista@op.pl

[b]Na potańcówkę[/b]

Skończyła się wojna. Mieszkańcy Chamska spragnieni rozrywki przygotowują się do pierwszej od czasu zakończenia wojny zabawy tanecznej. Do tańca będzie przygrywała kapela rodziny Mikas. Ponury czas okupacji, choć żywy jeszcze w pamięci, odszedł. Szczególnie młodzi ludzie chcą się bawić i napełniać swoje umysły i ciało tym, co do niedawna było zakazane.

Odświętnie wystrojony Tadeusz Budzich zwołuje swoich kolegów w drodze na zabawę. Obok niego idą: Kowalski, Olszewski, Ropelewski. Głośno rozmawiają, gestykulują. A nuż któryś spotka dzisiaj swoją wybrankę? Poderwać dziewczynę – oto myśl naczelna. Zatrzymują się przed sklepem spożywczym p. Oleksiaka, w centrum wsi. Ten jest zamknięty. Są zdziwieni, gdyż o takiej porze „sklepik” był zawsze otwarty. Rozglądają się dookoła, a tu żywego ducha nie widać, i cisza… jakby makiem zasiał. Nie wróży to niczego dobrego, ale młodzieńcy idą dalej – do pałacu. A może wszyscy są w środku? W końcu jest to nie lada wydarzenie – pierwsza powojenna zabawa.

[b]Partyzanci[/b]

Nie ma już drewnianego ogrodzenia wokół parku, więc idą przez sad i mijają „altanę”. „Stój, kto idzie!?” – słyszą głośną komendę. Zatrzymują się w tej chwili, a jeden z nich odpowiada równie głośno – „Swój!”. „Dokąd?” – słyszą powtórnie pytającego. „Na zabawę!!!” – odpierają hurmem. „To proszę” – otrzymują pozwolenie na przejście. Docierają w końcu do pałacu, a Tadeusz dostrzega KM ustawiony na klombie. Jego lufa wycelowana jest wprost na główne drzwi wejściowe. Przechodzą przez ganek, lecz za drzwiami czeka na nich niemiła niespodzianka. Jakiś mężczyzna z karabinem woła: „Dokąd?” „Na zabawę” – odpowiadają. Następuje konsternacja, gdyż czują, że kroi się coś złego. Mężczyzna kieruje ich na dużą salę. Tu, kobiety i dziewczyny stoją pod jedną ścianą, a mężczyźni i chłopcy pod drugą. „Ręce do góry” – pada komenda. Posłusznie podnoszą ręce w górę i zostają ustawieni pod ścianą. W sąsiedniej, wielkiej sali, trwa zabawa. Wyraźnie słychać dźwięki muzyki. „Mikasy” przygrywają do tańca. Partyzanci z AK rewidują tymczasem Tadeusza i jego kolegów. Jemu samemu wyciągają z kieszeni kilka jabłek i wyrzucają na podłogę. Młodzieniec nie wie, co ma myśleć. Przyszedł tylko się pobawić, a tu takie przykrości. W bardziej kłopotliwej sytuacji jest żeńska część zatrzymanych. Kobiety są rewidowane równie szczegółowo. Wśród dziewcząt znajduje się przyszła żona Tadka – Marianna Kryszczak. Jeden z kolegów – Kowalski rusza spod ściany wprost na salę taneczną. Nagle na jego głowie ląduje cios partyzanta. Chłopak wraca na miejsce.

[b]

W tym samym czasie[/b]

Na skraju przypałacowego parku stoi jeden z AK – owców. Zbliża się do niego milicjant z Żuromina ubrany w niemiecki mundur. Partyzant nawołuje do zatrzymania się, lecz mundurowy nie reaguje. W odpowiedzi na komendy wyjmuje pistolet i strzela do AK – owca, raniąc go w rękę. Ten nie pozostaje dłużny. Posyła serię z automatu w kierunku strzelającego. Milicjant pada martwy. Lotem błyskawicy roznosi się wieść – „We wsi zabito człowieka!”.

[b]Wróćmy do pałacu.[/b]

Uczestnicy zabawy słyszą strzały w oddali. Wśród partyzantów zapanowało poruszenie. Nie przerywają jednak kontroli. U dwóch mieszkańców (K. i S.) odnajdują legitymacje partyjne (w innych relacjach są to dokumenty na „odstawę” płodów rolnych). Dla tych dwóch panów dworska zabawa kończy się bardzo boleśnie. Partyzanci biją ich grubym kijem sosnowym. To jednak nie koniec. Zostają zmuszeni do zjedzenia własnych dokumentów, po czym dostają do popicia po szklance wody.

[b]Mija krótki czas[/b]

Do pałacowej sali wpada partyzant z wieścią o zastrzelonym milicjancie. Następuje odwrót „leśnych” tak z pałacu, jak i z obstawy wioski. Mało kto z mieszkańców wie o prawdziwym celu ich wizyty, jakim jest pozyskanie mięsa dla własnych potrzeb (szerzej pisałem o tym w art. „Okupacja oczami Ireny cz. 2”). Chamszczanie nie mają już ochoty na zabawę. Tadek i jego koledzy myślą o jak najszybszym powrocie do domu. Wielu opuszcza salę, wyskakując oknami.

Milicjant z Sierpca

Czesław Matusiewcz podchodzi do zastrzelonego i przypatruje mu się. Milicjant leży obok drogi, w pobliżu jego domu. Zabity, to młody mężczyzna z Sierpca. Ubrany jest w niemiecki mundur. Uwagę Czesława przykuwają oficerki. Według pogłosek mundurowy przyjechał skontrolować Niemkę pracującą u pp. Oleksiak. Władysław Gorczyca i p. Kryszczak pilnują nocą ciało funkcjonariusza. Leży ono w pałacowej komnacie. Następnego dnia zostanie podwodą zawiezione do Sierpca przez p. Ruchałę.

Kiedy podwoda zbliżała się do Rościszewa, Ruchała, chcąc spełnić dobry uczynek, zabrał na wóz dwie kobiety idące pieszo. Na słowa, żeby usiadły blisko niego, gdyż pod sianem wiezie trupa, przerażone kobiety uciekły z wozu.

[b]Spojrzeniem moim[/b]

Wystrzegam się oceniania. Nie chcę napisać: ten był dobry, ten był zły, czy też – ten stał po właściwej stronie, a ten nie. Ocenę zostawiam Tobie, Drogi Czytelniku. Jednakże, nie oceniaj pochopnie. Zarówno partyzant, jak i milicjant byli na służbie. Tak jeden, jak i drugi wykonywali powierzone obowiązki. Można powiedzieć, że czas i miejsce im nie sprzyjały, jednak czy można na nie zrzucić winę? Był to czas ogromnych przemian i walki o władzę.

Czasami słyszę: „AK to była banda”, „Byli prawdziwi AK – owcy, ale też byli zwykli bandyci”. Gdzie leży prawda? Prawda leży tam, gdzie Ci się wydaje, że leży. Wszystko należy rozpatrywać w kategorii indywidualnych postaw ludzkich. Znajdziemy wtedy herosów gotowych oddać życie za Ojczyznę, znajdziemy i zwykłych bandytów mordujących samotne kobiety. Czyż w innych ugrupowaniach nie było podobnie? A czy w naszym życiu nie jest podobnie? Czy nie ma wśród nas ludzi z wielkim sercem, gotowych pomagać innym, oraz takich, których życie przesączone jest jadem i nienawiścią do innych? Zanim zawołasz – On jest winny! – patrz, żeby samemu nie oberwać kamieniem.

Relacje zebrałem od: Czesława Matusiewicza, Tadeusza Budzicha, Marianny Budzich, Ireny Manista. Nazwiska milicjanta żaden z informatorów nie znał. Z rozmysłem nie umieszczam nazwisk partyzantów. Niektóre rany goją się bardzo długo, a ja nie zamierzam ich rozdrapywać.

   

Dodaj komentarz

Kliknij by dodać komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.