Wyzwolenie Brudnic

Ignacy, chcąc zorientować się, jak daleko są Rosjanie, wszedł na dach szopy. W tym samym czasie, siedział nieopodal przyczajony przy rejce niemiecki żołnierz. Obaj siebie nie widzieli. Mężczyzna zszedł z drabiny i w tym momencie zobaczył biegnącego Niemca. Pomyślał, że żołdak chce go dorwać, więc zaczął uciekać. W końcu , kiedy zrównali się, zrozumiał, że nie biegnie on za nim, ale sam ucieka przed Rosjanami.
Miejsce spoczynku 12-stu Niemc�w

Tadeusz Manista

tadek.manista@op.pl

[b]Nadchodzą Rosjanie[/b]

Dla mającego 5 lat Kazika Lewandowskiego z Brudnic czas wojny był jedną wielką ciekawością. Mieszkał wraz z ojcem Ignacym i mamą Bronisławą oraz dwójką rodzeństwa w centrum wsi (obecnie posesja p. Ławickiego), w jednym z czworaków. Niemcy stacjonujący u p. Prusińskiej stali się bardzo niecierpliwi, gdyż wielkimi krokami zbliżał się front. Transzeje (połączone okopy) znajdujące się na wzniesieniu od strony południowej stały się bezużyteczne. Obecnie, spodziewany atak miał przyjść z innej strony. Przygotowania do obrony nie trwały długo ze względu na zmarzniętą ziemię, z której nie można było uszczknąć nawet grudy. Płytkie zagłębienia w śniegu nie dawały wystarczającej osłony. Wieczorem, 16 stycznia 1945 r., na przygotowanych naprędce pozycjach, została jedynie warta. Brudniczanie, widząc podenerwowanie Niemców, starali się nie opuszczać swoich domów.

[b]Skok do Wiadrowa[/b]

Jest ranek 17 stycznia. Opuśćmy na chwilę Brudnice i przyjrzyjmy się, jak sytuacja wyglądała w Wiadrowie. Radzieckie tanki dotarły już do wsi. Dowódca jednego z czołgów rzuca pytanie do miejscowych: „Kuda Giermańcy?” Młody Jan Kosek bez chwili namysłu odpowiada: „W dierewni”, i wskazuje kierunek na Brudnice. „Dawaj, pajedziosz s nami” – woła tankista. Tym sposobem Janek powiększył stan załogi i pomknął w czołgu dowódcy. Jechali szybko w kierunku sąsiedniej wioski. Po zauważeniu niemieckich umocnień rozpoczęli ostrzał. Gdy czołgi podeszły dostatecznie blisko, „wysypała” się przyczajona na nich piechota w białych uniformach. Nacierające czołgi niszczyły krok po kroku gniazda oporu.

[b]Wróćmy do Brudnic[/b]

Ignacy, chcąc zorientować się jak daleko są Rosjanie, wszedł na dach szopy. W tym samym czasie, siedział nieopodal przyczajony przy rejce (kopcu z ziemniakami) niemiecki żołnierz. Obaj siebie nie widzieli. Mężczyzna zszedł z drabiny i nagle zobaczył biegnącego Niemca. Pomyślał, że żołdak chce go dorwać, więc zaczął uciekać. W końcu , kiedy zrównali się, zrozumiał, że nie biegnie on za nim, ale sam ucieka przed Rosjanami. Ignacy zatrzymał się, a Niemiec pobiegł dalej. Ledwie od Wiadrowa padły pierwsze strzały, a już zostało zabitych dwóch młodych brudniczan. Nacierający Rosjanie wzięli ich za uciekających Niemców. Ojciec zawołał, żeby biec do murowanych zabudowań dworskich. Wydawało się, że dadzą lepsze schronienie. Niestety były to pozory, bowiem po dotarciu na miejsce, pocisk czołgowy wystrzelony w ich kierunku, obrócił w perzynę wypełnioną zwierzętami sąsiednią oborę. Obawa o życie skłoniła ich do ponownej ucieczki, tym razem „za szosę”. Ulokowali się w domku w rejonie dzisiejszego Domu Ludowego. Zza firanki obserwowali uciekających Niemców wraz z bronią. W tym czasie okopani pod lasem Niemcy ponosili straty, a ich los wydawał się być przesądzony. Obsługa karabinu maszynowego usadowiona na stogu została zabita. Ginęli też żołnierze w pojedynczych okopach.

[b]Wymiana ognia[/b]

Siedzący w okopie niemiecki strzelec prowadzi wymianę ognia z Rosjaninem. Jego strzały są celniejsze i nacierający pada martwy. Widząc tę sytuację, obsługa czołgu ostrzeliwuje Niemca z k-mu. Ten opuszcza okop i co sił w nogach ucieka. Posłana celna seria kładzie kres i jego życiu. Żołnierze Sowieccy wkraczają do wioski. Zesztywniałe ciała martwych Niemców leżących na śniegu padają łupem miejscowych grabieżców. Odarci z mundurów i obuwia będą leżeć już tylko w bieliźnie.

[b]

Sowieci[/b]

Rosjanie rozlokowani w Brudnicach odpoczywali. W kilku gospodarstwach stały na podwórkach czołgi. W domu pp. Lewandowskich także chcieli się zakwaterować, jednak ze względu na szczupłość miejsca – zrezygnowali. Wędrówka żołnierzy trwała całą noc. Jedni przychodzili, inni odchodzili, a każdy czegoś potrzebował. Palili ogniska, gotowali strawę, bawili się. Choć dla mieszkańców była to noc niespokojna, na obrzeżach stali sowieccy wartownicy. Następnego dnia, wartownik stojący na moście, ni stąd ni zowąd, zdjął z pleców broń i zastrzelił swojego towarzysza broni stojącego na skarpie nad Wkrą. Zabity także pełnił wartę.

[b]

Obawy[/b]

Lotem błyskawicy rozeszła się po wsi wieść, że cofa się front. Brudniczanie obawiali się reakcji Niemców, którzy mogliby ewentualnie wrócić i zobaczyć zabitych towarzyszy. Do pracy przy sprzątaniu przystąpili: Ignacy Lewandowski (ojciec Kazika), jego brat Jan, oraz Ostrowski, posiadający zaprzęg konny. Zebrali na wóz zamarznięte ciała niemieckich żołnierzy i tak załadowane przewieźli pod las. Złożyli je w pośpiechu, w leju po wybuchu pocisku, przykryli sosnowymi gałęziami i przysypali śniegiem. Nie było mowy o zakopaniu ze względu na zmarzniętą ziemię. Wszystkim tym poczynaniom przypatrywał się Kazik. Chłopcu utkwił w pamięci odgłos zrzucanych do dołu ciał. Przypominał dźwięk drewna. Tam, pod lasem, spoczęło ich dwunastu. Zabitego samotnego strzelca przewieźli do okopu, z którego się ostrzeliwał i tam go przysypali. W rzeczywistości front się nie cofnął. Powracających na nocleg żołnierzy radzieckich w psich zaprzęgach, miejscowi wzięli za Niemców.

[b]Dzień, jak co dzień?[/b]

Żywioł żołnierski nie zastygał nawet na chwilę. Wszędzie go było pełno. Kilku sołdatów przyniosło do izby Lewandowskich ramki z plastrami miodu, z ula p. Przysieckiej. Niestety, pszczoły pod wpływem ciepła ożyły i zaczęły krążyć po domu. W pewnej chwili pojawił się obok czworaka tank, który zastawił cały wjazd. Czołgiści weszli do środka i poprosili o posiłek. Gospodyni uraczyła ich, czym miała, jednak na nocleg nie mogli zostać, gdyż rodzina mieściła się w jednej izbie. Całe oporządzenie wraz z bronią zostawili i poszli szukać noclegu. Kiedy trafili do p. Ż, poprosili o posiłek. Kiedy gospodarz zwrócił się do swojej żony, żeby ta podała gościom ziemniaki z maślanką, jeden z żołnierzy bardzo się rozeźlił. Za nim inni. Wykrzykiwał, że przyszli ich oswobodzić, a oni nawet porządnego posiłku nie chcą im podać. Wrócili do Lewandowskich po broń, żeby jej użyć na skąpych gospodarzach Ż. Ignacy zaczął upraszać dowódcę, żeby odstąpili od zamierzeń, w końcu postawił im gorzałkę. „Rozmiękczeni” tankiści dłużej się nie upierali. Wieczorem przyprowadzili do „stodółki” owcę i tam ją oprawili. Do gospodyni przyszli z prośbą, żeby wytopiła im smalec, gdyż następnego dnia ruszają dalej.

[b]Epilog[/b]

U mieszkającej w domu p. Kąkolewskiej volksdeutsch Manelskiej, zostały po poległych Niemcach plecaki wraz z wyposażeniem i umundurowaniem. Kaziu wraz z bratem Tadkiem udał się tam po zmroku i przyciągnął po śniegu jeden z nich. Ich zdobycze przydały się domownikom. Miedziane czuby pocisków różnego kalibru, mieniące się w śniegu, zostały przez mieszkańców pozbierane i zakopane w dole na wzgórzu. Leżą tam nadal, tak, jak 12-stu żołnierzy pod lasem, tak, jak jeden żołnierz w pojedynczym okopie, na którym jeszcze wiele lat po wojnie rosła kępa okazałego zboża.

   

Dodaj komentarz

Kliknij by dodać komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.