
Tu po raz dwudziesty spotkali się wszyscy, którym kultura Indian nie jest obca, a wiek nie wchodzi w rachubę. Najmłodsza uczestniczka Szkoły Młodych Wilków to 5 miesięczna Hania, najstarszy „Indianin” skończył siedemdziesiątkę. – To nasz skromny dwudziesty jubileusz – mówi „Kroczący Dwa Razy” a na co dzień Piotr Wlizło. Centralne miejsce obozu zajmuje ognisko, a z każdego tipi przez górny otwór wydostają się smugi dymu z małych ognisk płonących w ich wnętrzu. – Dzień w naszej wiosce przebiega w indiańskim rytmie, który jest dość specyficzny i na pewno odbiega od takiego jaki prowadzili rdzenni Indianie, bo nie wychodzimy na polowania, aby wyżywić nasze dzieci i squaw (dla niewtajemniczonych: Indianka z Ameryki Północnej) ale staramy się zwłaszcza naszym młodym uczestnikom zaszczepić kulturę i obyczaje indiańskie- dodaje „Kroczący Dwa Razy”. Uczestnicy szkoły brali udział w wielu ciekawych zajęciach. Od kowalstwa, gdzie można było wykuć nóż, poprzez snycerstwo prowadzone przez „Drożdżówę”(Krzysztofa Drożeńskiego), czy strzelanie z broni czarno-prochowej i łuku. Jak przetrwać w razie sytuacji ekstremalnej i jak się do niej przygotować? Tajemnice surwiwalu przedstawił Michał Nowakowski, pokazując proste metody rozpalania ognia. Wystarczy do tego trochę kory z brzozy i krzesiwo.
Wielka rodzina z całej Polski.
W tegorocznej Szkole Młodych Wilków wzięło udział 60 uczestników z całej Polski. Wielu z nich przyjeżdża na Łazy od lat. – Miałem dziesięć lat jak pierwszy raz przyjechałem na szkołę i tak wiernie jestem po raz dwudziesty już ze swoja córką – mówi „Mały Bóbr”, czyli Marcin z Żuromina. – Tu nie ma czasu się nudzić, co raz to dzieje się coś nowego -zgodnie twierdzą Igor z Kuczborka i Borys z Gdyni. Wioska indiańska jest w wielu kwestiach samowystarczalna. Joanna Wlizło podczas Szkoły Młodych Wilków wypalała ceramikę w piecu jamowym. – Wypalanie trwa około 6 godzin, a temperatura w takim piecu osiąga ponad 600 stopni – tłumaczy Joanna- specjalistka od rękodzieła artystycznego w zakresie ceramiki. Indianie nie mogą obejść się bez muzyki. Każdy dzień kończył się wspólnym ogniskiem. Towarzyszyła mu muzyka grana na własnoręcznie wykonanych bębnach.
Wiesław Paszta
Dodaj komentarz