
Adam Ejnik
a.ejnik@kurierkurierzurominski.pl
– Nikt by go tu nie znalazł – mówi Kinga, prowadząc nas do lasu. Szczeniak przywiązany był do drzewa, teren otoczony był gęstym poszyciem.
– Stał biedny i jak na mnie spojrzał, to myślałam, że mi serce pęknie – mówi 14 – latka – Jak go odwiązałam to piszczał i lizał mnie po rękach.
[b]Pies w lesie[/b]Było to 12 sierpnia rano. Kinga Błaszkiewicz gimnazjalistka z Zielunia wzięła rower i jak niemal co dzień wyjechała do lasu, żeby zobaczyć, czy są jeszcze grzyby.
– Nie było, jest za sucho – mówi dziewczyna. Na koniec skręciła jeszcze do dużego lasu na Nowym Zieluniu, kilka kilometrów od domu.
– Zatrzymałam się i usłyszałam jakiś pisk. Weszłam w głąb lasu i stał tak taki biedy wychudzony w krzakach. Myślałam, że mi serce pęknie – mówi z troską Kinga.
Dziewczyna się nie wahała. Przecięła sznur i zabrała psa do domu. I zaczął się problem.
[b]Pani weterynarz nie chce pomagać psom[/b]Wieść o nowym gościu rozeszła się po sąsiadach. Pomocą służył psiakowi i Kindze pan Jerzy Kołakowski, który przyjechał do Zielunia na wakacje do rodziny.
– Sam mam psa i nie mogę sobie wyobrazić, jak można być tak bezdusznym, żeby zostawić zwierzę w lesie – mówi pan Jerzy.
Pan Jerzy najpierw kupił dla Brutusa (tak psa szybko ochrzciły miejscowe dzieciaki ) karmę, potem z Kingą zawiózł go do weterynarza w Lidzbarku.
– Tam spotkała nas wielka przykrość i powinniście o tym napisać – mówi pan Jerzy – pani weterynarz nie chciała nam pomóc – dodaje.
Weterynarz miała mówić, że za darmo psom nie będzie pomagać i na nic zdały się argumenty, że przecież zapłacą. Na szczęście następnego dnia można już było skorzystać z usług zieluńskiego weterynarza, który opatrzył psa, zbadał i odrobaczył.
[b]Pomóżcie, bo nie wiem, co robić[/b]Kinga Błaszkiewicz miała jednak kolejny problem. Nie wiedziała, co z psem zrobić.
– Chciałam znaleźć mu dom, ale nikt nie chciał psa – mówiła – Ja niestety psa wziąć nie mogłam, bo sama mam już dwa.
Najpierw dziewczyna i pan Jerzy uruchomili swoje kontakty. szukali wśród znajomych. Kinga w końcu postanowiła napisać do Kuriera. Jeszcze tego samego dnia umieściliśmy apel dziewczyny na naszym facebooku.
„Mam wielką prośbę, znalazłam dziś w lesie psa przywiązanego do drzewa. Byłam u weterynarza i zostałam wyrzucona. Psa nie mogę zatrzymać, ponieważ mam inne psy. Jest on wychudzony i odwodniony. Proszę o pomoc!!!”
[b]Kasia i psy[/b]Na nasz apel już następnego dnia odpowiedziała Katarzyna Szych, mieszkanka Żuromina.
„Ja się psem zajmę. Jesteśmy w Burkacie w miejscowości niedaleko Działdowa, jeśli jest to pilny przypadek, to proszę go przywieźć, a jeśli nie to wieczorem ja odbiorę go w Żurominie” – pisała do nas.
Dopiero później dowiedzieliśmy się, że reakcja Katarzyny to nie przypadek. Na naszym profilu napisała Magdalena Jankowska: „Psy i Kasia – to idealne połączenie odkąd pamiętam”.
Tego samego dnia pojechaliśmy do Zielunia po psa. Kinga bardzo się ucieszyła. Na tyle, że pojechała z nami oddać Brutusa.
W Burkacie czekały już na nas Katarzyna Szych wraz z weterynarzem Martą Cichoń. Brutus nie miał żadnych wątpliwości i natychmiast do nich pobiegł. Pies trafił w troskliwe ręce. Historia zakończyła się szczęśliwie.
[ewydanie][quote=Podziel się informacją] Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz [url=/user/login] TUTAJ [/url]”. Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: [url=https://mazowieckiemedia.pl/141978,Zostan-dziennikarzem-obywatelskim.html]kliknij[/url] Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. [url=mailto:e.jablonska@kurierkurierzurominski.pl] Pomogę: Ewa Jabłońska[/url] [/quote]
Dodaj komentarz