Zieluń. Młyn, który pamięta zabory

W Zieluniu od wielu lat straszył stary młyn. Od kilku miesięcy obiektem zajmuje się Wiktor Mazurkiewicz. Kupił młyn od gminy i chce w nim realizować swoje marzenia. - Ten młyn pamięta obie wojny i zabory – mówi nam jego właściciel – Chciałbym, żeby zieluniakom i mieszkańcom gminy przypominał historię naszych ziem.
Wiktor Mazurkiewicz dumnie prezentuje sw�j m�yn

Adam Ejnik

a.ejnik@kurierkurierzurominski.pl

Młyn jest największym obiektem w Zieluniu. Można powiedzieć, że i największym obiektem tego typu na Północnym Mazowszu. Zbudowany został przez braci Osieckich w 1907 roku. Niedawno, bo w 2012 roku został wciągnięty do rejestru zabytków. Ma historię ciekawą, bo związaną z ciekawymi ludźmi. Przecież bracia Osieccy to przodkowie słynnej Agnieszki Osieckiej – poetki i twórczyni tekstów najpiękniejszych polskich piosenek. Młyn czeka teraz na swoją druga młodość.

[b]Młyn, który umierał[/b]

Obiekt z Zielunia marniał z każdym dniem. Od dziesiątek lat nikt o niego nie dbał ani nie miał nań pomysłu. W końcu gmina postanowiła go sprzedać. Jeszcze za poprzedniej władzy ruszyły pierwsze licytacje. Początkowo (był to 2008 rok) wystawiono młyn wraz z działką za 140 tysięcy złotych. nie było kupca, a potencjalni klienci pukali się w głowę. Stąd kolejny raz wystawiono młyn za 75 tys. złotych. Znowu nic. Później bezskutecznie starano się sprzedać obiekt za 50 tysięcy.

Wiktor Mazurkiewicz, przedsiębiorca działający w agroturystyce uznał, że to odpowiedni moment. Pożyczył pieniądze od rodziny i wynegocjował ostateczna cenę ze Spółdzielnią Samopomoc Chłopska na 40 tysięcy.

– Marzył mi się ten obiekt – mówił Mazurkiewicz – ale jakoś długo nie było mnie na niego stać. Udało się i mam nadzieję, że spełnią się moje marzenia z nim związane – dodaje Wiktor Mazurkiewicz.

Mazurkiewicz nie kryje swojego afektu do regionalnej historii. Chciałby, żeby jego młyn przypominał mieszkańcom powiatu dawne dzieje. Był pośrednikiem między współczesnym mieszkańcem północnej części Mazowsza i jego przodkiem, który bił się w powstaniach i uczestniczył w wojnach.

– Chciałbym, żeby ten stary budynek przepełniony był historią – mówi Mazurkiewicz – żeby na ścianach wisiały stare zdjęcia, a w każdym kącie, żeby stały przedmioty, których używali nasi dziadkowie.

Nagle właściciel młyna zamilkł…

– …ale do tego jeszcze daleka droga – powiedział.

Dwa etapy prac

Prace przy młynie trwają bez przerwy od wielu miesięcy. Młyn z każdym dniem zbliża się do właściwego stanu. W pierwszym etapie budowy, jak podkreśla Mazurkiewicz, miałoby w Zieluniu powstać centrum konferencyjno wypoczynkowe. Ten etap, jak nie pojawią się nieprzewidziane przeszkody, powinien być zakończony jeszcze w tym roku.

Po pierwszym etapie młyn miałby posiadać już kuchnie, sale bankietowe na 60-70 osób, bar, salę konferencyjną, sanitariaty, 30 miejsc sypialnych

Wiktor Mazurkiewicz nie ukrywa, że młyn stał się jego pasją.

– Włożyłem w jego remont wszystkie swoje oszczędności – mówi zieluniak – Mało tego, także pieniądze, które dostałem jako odszkodowanie za tatę, który był dyskryminowany i więziony ze względu na swoją AK-owską przeszłość.

Mazurkiewicz widzi, że młyn zmienia się w oczach, ma jednak świadomość, że do wymarzonego stanu jeszcze daleka droga. Kosztorys na remont budynku opiewał przecież na 260 tysięcy złotych.

– Będę się jeszcze starał o dotację od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków – mówi mieszkaniec Zielunia o drugim etapie prac – wszystkie prace skończą się za 5-7 lat.

Mazurkiewicz planuje przeszklone tarasy, dojście do rzeki. Chciałby, żeby na plaży można było pograć w siatkówkę, czy piłkę plażową. Przy młynie powstanie też ogromny namiot, gdzie można będzie robić wszelkie imprezy. Najważniejsza jednak w młynie ma być smaczna kuchnia.

[b]Nie chińska nie grecka tylko nasza mazowiecka[/b]

Kuchnia we młynie ma serwować dania najlepszej jakości, najsmaczniejsze, ale co najważniejsze – polskie. Więc będzie tu można zjeść kaczkę, gęś, dziczyznę, pyszne pierogi, przecieraki, placki i kluchy.

– Nie będziemy się wstydzić naszej kuchni i absolutnie nie będziemy serwować dań chińskich czy wietnamskich – mówi Mazurkiewicz – mam pełne zaufanie do mojego syna, który kształcił się na kucharza, że potrafi podołać temu zadaniu – dodaje właściciel młyna.

Zresztą mieszkańcy gminy Lubowidz doskonale już znają choćby pyszną grochówkę Mazurkiewiczów, której można kosztować podczas spotkań i festynów.

Poznają jeszcze i inne dania, wśród których prym ma wieść gęsia pierś w sosie wiśniowym.

-Kiedy mieszkańcy powiatu spotkają się w Zieluniu przy młynie? – spytałem na koniec Mazurkiewicza.

– Mam takie marzenie – odpowiedział – Zieluń to piękna miejscowość z bogata historią. Przecież tu była granica między zaborami. Może warto by w tej właśnie miejscowości świętować 11 listopada. Może warto by wynająć grupy rekonstrukcyjne i zrobić tu święto z prawdziwego zdarzenia. Marzy mi się taki Zieluń – dodaje.

 

komentarz

Kliknij by dodać komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

  • Czy w rejestrach urzędu gminy jest zapisane. że właścicielem tego młyna w latach przedwojennych był Stefan Fersztorowski- nota bene mój dziadek. Nic nt nie mogę znaleźć w archiwum historii Zielunia.