Żuromin. Wizyta lekarza. Dziwny przypadek pani Wandy

O interwencję poprosiły nas dwie kobiety z Żuromina. Córka i wnuczka pani Wandy. Kobiety te przez dwa dni bezradne szukały pomocy dla swojej schorowanej matki i babci. Pomoc otrzymały, ale najpierw przeżyły piekło.
Czy lekarz ratownik mo�e nam nie�� pomoc tylko podczas wypadk�w?

Maciej Zaremba

redakcja@kurierkurierzurominski.pl

Pani Wanda to 70 – letnia mieszkanka Żuromina. Mieszka z wnuczką, która opiekuje się nią na co dzień. Kobieta ta wiele już przeszła, a choroby jej jakoś nie omijają. 70-latka jest chora na cukrzycę, dwa razy przechodziła udar, ma kłopoty z sercem. Porusza się samodzielnie, ale nie rozstaje się z kulą. Niedowład lewej strony sprawia, że bez tej mechanicznej pomocy nie potrafiłaby chodzić.

Co wydarzyło się 21 stycznia

W poniedziałek 21 stycznia pani Wanda czuła się nieco gorzej niż zwykle. Pokasływała, czuła się lekko osłabiona. Wieczorem kaszel i osłabienie się nasiliło. Kobieta słabła w oczach, na domiar złego u pani Wandy występowały objawy podobne, jak w sytuacji, kiedy dostawała udaru.

– Babci podkulały się kończyny – mówi wnuczka – To było dla nas alarmem, bo podobne objawy pojawiały się podczas udarów.

Babcia była coraz słabsza. Już nawet nie mogła wstać z łóżka. Kobieta wezwała pogotowie.

Przyjechało pogotowie

Było już po 21, kiedy przyjechało pogotowie. Lekarz osłuchał panią Wandę. Sanitariusz zmierzył ciśnienie.

– Nie wymaga hospitalizacji – stwierdził lekarz pogotowia- Proszę zbijać temperaturę i rano przyjść do lekarza – dodał jeszcze i karetka odjechała.

– Byłyśmy zaskoczone – mówi córka pani Wandy – Wydawało nam się, że nie została udzielona nam pomoc – dodaje.

Przypuszczenia potwierdzał stan pani Wandy, która według relacji córki i wnuczki była coraz słabsza i czuła się coraz gorzej.

Kobiety drugi raz wezwały pogotowie. Bały się, że z panią Wandą dzieje się coś złego. Z niecierpliwością czekały na przyjazd karetki. Po jakimś czasie zadzwoniły ponownie.

– Lekarz został powiadomiony – usłyszały od dyspozytorki.

Rzeczywiście po upływie kolejnych minut przyjechał lekarz.

– Był oburzony – mówi wnuczka pani Wandy.

„A co wam się nie podobało w mojej wizycie” – miał mówić, jak wynika z relacji kobiet, lekarz. Nie zmienił on swojej decyzji i po chwili karetka odjechała.

– Jeszcze przed odjazdem mówiłyśmy lekarzowi, że poskarżymy się dyrektorowi szpitala mówi córka chorej – Na to lekarz odpowiedział: „Proszę bardzo, możecie teraz dzwonić”.

Poranna bezsilność

– Wytrzymałyśmy z babcią do rana – mówi wnuczka pani Wandy – Babcia coraz ciężej oddychała. Nie ruszała się. Ale to nie był koniec przygód – dodaje.

Kobiety miały pecha. Lekarz rodzinny pani Wandy był akurat na urlopie, a lekarz, który akurat przyjmował, stwierdził, że nie ma możliwości przyjść w tym dniu na wizytę domową.

Kobiety próbowały jeszcze umówić wizytę prywatną. Na nic się to zdało. Do wieczora nikt nie przyszedł do chorej.

– Bałam się o babcię, ale jednocześnie byłam bezradna – mówi wnuczka.

Dopiero po 18:00 udało się uzyskać pomoc lekarza, kiedy kobiety dowiedziały się, że w szpitalu funkcjonuje pomoc rodzinie.

Koniec gehenny

O godzinie 19:00 udało się skontaktować rodzinie pani Wandy z lekarzem tzw. Nocnej pomocy rodzinie. Do mieszkania pani Wandy przybył lekarz ze szpitala Rafał Łyczek. Lekarz od razu miał powiedzieć, że chora powinna znaleźć się w szpitalu.

– Uprzejmość tego lekarza, podejście do pacjenta było zupełnie inne niż lekarza z pogotowia. Ten pan naprawdę zajął się mamą – mówi córka pani Wandy.

70 – letnia kobieta przebywała w szpitalu do 31 stycznia (9 dni). Tam uzyskała fachową i troskliwą opiekę, jak informuje nas wnuczka pani Wandy. Dziś już jest w domu i czuje się lepiej.

Czy musiała przechodzić taki koszmar?

O zadaniach, jakie ma pełnić pogotowie i „Nocna pomoc rodzinie” poinformujemy Państwa za tydzień.

 

Dodaj komentarz

Kliknij by dodać komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.