Adam Ejnik
Joanna Stachowicz
redakcja@kurierkurierzurominski.pl
Daniel Krygier ma 30 lat. Mieszka w Bądzynie z żoną Anną i czteroletnim synkiem Mateuszem. Jest zawodowym strażakiem. 23 lipca 2010 roku sielskie życie Krygierów omal nie legło w gruzach. Daniel Krygier pomagał ojcu zwozić siano z pola. Już kończyli pracę, kiedy rozszalała się burza. Piorun z nieba wybrał Daniela.
Czas
Krygier całe wydarzenie zna tylko z opowieści rodziców. Nie pamięta ani dnia wypadku, ani nawet dnia poprzedniego.
– Rodzice mówią, że usłyszeli huk. Widzieli też piorun, który najprawdopodobniej uderzył tuż obok mnie. Nie trafił mnie całą mocą. Gdyby tak było… – zawiesza głos mężczyzna – najprawdopodobniej by mnie już tu nie było.
Wybudził się ze śpiączki farmakologicznej po tygodniu. – Lekarze celowo utrzymywali mnie w śpiączce – mówi – żeby mój organizm odpoczął.
Jeszcze przez tydzień przebywał w szpitalu. Dziś jest już w domu i powoli wraca do zdrowia. Waży 10 kilogramów mniej niż przed wypadkiem. Ale wierzy, że wróci do dawnej sprawności.
– Czasami jest dobrze – relacjonuje ale czasami bolą mnie ręce i nogi – dodaje.
– Z czasem to wszystko minie – mówi po chwili z wiarą.
Mężczyzna musi odpoczywać i nie wiadomo, jak długo potrwa rehabilitacja.
– On już by chciał do pracy – mówi żona Krygiera – nie służy mu siedzenie w domu.
Daniel Krygier prowadził aktywny tryb życia. Był strażakiem, pomagał w gospodarstwie. Jak sam przyznaje, taki tryb życia nie jest dla niego. Tęskni do pracy.
– Jeszcze, jak było ciepło, to poszedłem na spacer, do sklepu. A dziś? Wiatr wieje, zimno. Nawet nie chce się wychodzić.
Rodzina
Wypadek na polu był największym nieszczęściem dla rodziny. Najpierw szok i oczekiwanie na najgorsze wieści. Potem godziny, dni spędzone przy najbliższym, który był w śpiączce.
– Bardzo to przeżyłam – mówi Anna Kryger żona strażaka.
Ojciec, jak mówi nam Kryger, nawet nie chce o tym wydarzeniu mówić.
– Nie znane są przez lekarzy, u których się leczyłem przypadki, że ktoś przeżył uderzenie pioruna – mówi strażak – Nie dziwię się zatem, że najbliżsi bali się o moje życie.
Daniel Kryger podnosi wzrok, zastanawia się długo i nagle się uśmiecha.
– Mój syn jeszcze jest za mały, by zostać sam – mówi, patrząc na czteroletnie dziecko.
To nie cud
– Widziałem swoje ubranie z tego feralnego piątku – opowiada mężczyzna – Koszula to jeszcze jakoś wyglądała – mówi – ale spodnie, to jakby ktoś żyletką pociął w cienkie paski.
– Mnie natomiast, to nawet koledzy nie mogli poznać . Mówiłem im, że mogli mi chociaż zdjęcie zrobić telefonem, to i ja bym zobaczył – żartuje mężczyzna.
Za chwilę jednak jest poważny.
– Ludzie pytają, czy to cud – mówi – Nie, odpowiadam. To nie jest cud. Żyję dzięki Zbyszkowi, mojemu koledze. To on mi przywrócił życie, kiedy leżałem na polu martwy. I za to mu będę wdzięczny zawsze – dodaje Daniel Krygier.
Daniel Krygier – strażak PSP Żuromin wielokrotnie pomagał innym. Czy podczas ostatniej powodzi, czy podczas wielu ratowniczych akcji. W piątkowy wieczór to on potrzebował pomocy. Obok niego znalazła się osoba, która tej pomocy potrafiła mu udzielić.
– Może będę potrafił się odwdzięczyć – mówi strażak – może uratuję jeszcze komuś życie.
Dodaj komentarz