Brudnice. 10 centymetrów od tragedii

28 – letni kierowca otarł się o śmierć. Jego ciężarówka przewróciła się na feralnym zakręcie w Brudnicach. Z impetem wpadła na dwie olbrzymie przydrożne topole. O jedną z nich rozbiła się kabina kierowcy. – 10 centymetrów brakowało, żeby doszło do tragedii – mówi kapitan Janusz Chyliński rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Żurominie.
W akcji ratunkowej uczestniczy�a stra�, policja i s�u�by medyczne. Akcj� dowodzi� kapitan Janusz Chyli�ski

Adam Ejnik

a.ejnik@gmail.com

Godzina 6:15, poniedziałek 5 września. Rozpędzony TIR marki Renault wpada w zakręt w Brudnicach. Jedzie od strony Żuromina, w stronę Lubowidza. Na liczniku, jak wskazywał tachometr, było 80 km/h. Siła odśrodkowa przechyla samochód na lewy bok. Przesuwają się płyty wiórowe załadowane na naczepie samochodu. TIR przewraca się na lewy bok. 50-tonowa masa sunie ulicą przez około 50 metrów. Z dużą prędkością przecina lewy pas drogi i wpada na dwie przydrożne topole. Kabina kierowcy jest zmiażdżona. Mieszkańcy słyszą ogromny huk. Wzywają pogotowie.

[b]Walka o życie człowieka[/b]

Widok na miejscu zdarzenia jest tragiczny. Kabina kierowcy jest zmiażdżona przez drzewo. Wydawać by się mogło, że kierowca nie miał szans przeżyć. Na szczęście żyje. Jest przytomny.

Niestety pojawia się kolejny problem. Służby medyczne nie mają szans udzielić mężczyźnie pomocy, nie można się do niego dostać. Jest przyciśnięty przez pień drzewa do tylnej ściany kabiny. Strażacy mają ogromny problem, żeby dostać się do człowieka.

– Jakby wszystko sprzysięgło się przeciw nam – mówi kapitan Janusz Chyliński – samochód był zbyt ciężki, żeby go przesunąć, nie mieliśmy dojścia, żeby użyć specjalistycznego sprzętu, w kabinie kierowcy znajdowała się butla z gazem, ciekło paliwo, każda zła decyzja mogła spowodować, że człowiek by zginął – dodaje.

Koordynujący akcją ratowniczą kapitan Janusz Chyliński podjął decyzję o dwóch równoległych działaniach.

– Wezwaliśmy ciężki sprzęt z Nidzicy i Sierpca, który pomógłby nam odsunąć od drzewa samochód, jednocześnie zdecydowaliśmy się usuwać wszystko z kabiny kierowcy, żeby w ten sposób próbować mężczyznę oswobodzić – relacjonuje Chyliński.

Strażacy uwijali się jak w ukropie. Służby medyczne utrzymywały kontakt z poszkodowanym.

Mijały minuty, kwadranse. Temperatura ciała kierowcy uległa obniżeniu. Mężczyzna słabł. Dramatyczna próba odsunięcia TIRa za pomocą samochodu żuromińskiej straży nie powiodła się. Zakleszczony mężczyzna cierpiał coraz bardziej.

Dwie godziny walczyli strażacy, by wyciągnąć poszkodowanego. Wtedy o 8:15 dojechał z Nidzicy specjalistyczny sprzęt. Już zaczęto podpinać go pod leżącego TIRa, gdy ekipie strażaków udało się uwolnić kierowcę. Akcja zakończyła się sukcesem.

[b]

Błąd kierowcy[/b]

Kierowcą okazał się 28-letni mieszkaniec województwa podkarpackiego. Policja nie jest w stanie ustalić, co skłoniło go do tak niebezpiecznej jazdy. Ogromną 50-tonową ciężarówkę przekroczył on o 100% dozwoloną prędkość. Jak wskazywał tachometr, jechał on z prędkością 80 km/h. W tym miejscu obowiązuje zakaz przekraczania 40 km/h.

– 40 km/h to nawet za dużo dla tak ciężkiego samochodu – mówi kierowca ciężarówki z Żuromina – tu powinno być ograniczenie do 20-30 km/h – dodaje.

Mimo to kierowca może mówić o ogromnym szczęściu.

– 10 centymetrów brakowało, żeby doszło do tragedii – mówi kapitan Janusz Chyliński rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Żurominie.

Drzewo przycisnęło mężczyznę do tylnej ściany kabiny samochodu. Niewiele brakowało, żeby te potężne siły zmiażdżyły go.

Jak się okazuje, mężczyzna nie doznał większych obrażeń.

– Pacjent nie ma groźnych obrażeń, tylko drobne złamania i stłuczenia – mówi doktor Witold Grabowski chirurg opiekujący się pacjentem – Za 2-3 dni powinien o własnych siłach wyjść do domu – dodaje lekarz.

[b]Pechowy zakręt[/b]

Być może młody mężczyzna by zwolnił, gdyby wiedział, że tydzień temu w tym samym miejscu przewrócił się TIR przewożący rzepak. Że w tym samym miejscu doszło do kilku identycznych wypadków, a kilka lat temu ewakuowano mieszkańców wioski, gdy przewróciła się cysterna z gazem.

Nie ulega wątpliwości: zakręt w Brudnicach jest szczególnie niebezpieczny.

– Czy tu musi dojść do tragedii, żeby ktoś się nami zajął – mówi mieszkanka wsi.

– Nie czujemy się bezpiecznie – mówi mężczyzna z Brudnic – Boimy się już o własne dzieci. Czy Pan sobie wyobraża, co by się stało, gdyby z naprzeciwka jechał samochód albo szedł jakiś uczeń na przystanek – pyta retorycznie.

Przyznam, że trudno mi sobie to wyobrazić.

Moim zdaniem:

[quote=Adam Ejnik]Od początku obserwowałem akcję służb przy tym wypadku. Nie mam wątpliwości, że działania ratunkowe przeprowadzone były perfekcyjnie ze strony każdej z nich. Oczywiście najwięcej do zrobienia mieli strażacy. Musieli uwolnić zakleszczonego w samochodzie mężczyznę. Uwijali się jak w ukropie. Walczyli o jego życie, jakby walczyli o życie kogoś najbliższego. Gratuluję! Z drugiej strony przerażony jestem opieszałością władz wojewódzkich, które odpowiedzialne są za tę drogę. Czy na Brudnickim zakręcie musi ktoś umrzeć, żeby było bezpieczniej.

[/quote]

[img]https://[/img]

Dodaj komentarz

Kliknij by dodać komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.