Egzekucja w Poniatowie

Historyczny cykl prezentowany w Kurierze Żuromińskim okrasimy dziś opowieścią dotyczącą II wojny światowej. Przygotowany przez Marka Oryla esej zawiera informacje na temat wydarzeń w Poniatowie. Szczególnie okrutnych wydarzeń. Podczas wyzwolenia Poniatowa sowieccy żołnierze dokonali egzekucji na 12 Ukraińcach.
NULL

Redakcja

redakcja@kurierkurierzurominski.pl

„(…) Ziemie dzisiejszego powiatu żuromińskiego podczas II wojny światowej znalazły się w całości w obrębie administracji i jurysdykcji niemieckiej. (…) Do majątku poniatowskiego jeszcze jesienią 1939 roku desygnowano cywilny zarząd z nadania władz niemieckich, co stanowiło swoisty splot długofalowych celów okupacyjnych i bezpośrednich zadań strategicznych. Siedzibą namiestników nowych władz został XIX wieczny dworek – dotychczasowa dziedziczna własność włodarzy poniatowskiego majątku. Wśród mieszkańców Poniatowa nastroje stawały się coraz bardziej poważne, gdyż zdawano sobie sprawę z ogólnie trudnego położenia. Nadzieję na restytucję dawnego ładu ostatecznie rozwiało pojawienie się w Poniatowie oddziałów Wehrmachtu reorganizowanych po działaniach bojowych we wrześniu 1939 roku. Po upływie dwóch tygodni wojsko przetransportowano do etapowego garnizonu niemieckiego. Kolejny raz regularne niemieckie okupacyjne siły zbrojne miały się pojawić w Poniatowie dopiero latem 1943 roku.

W czerwcu 1943 roku zjawił się w Poniatowie niemiecki oddział odpowiadający za przygotowanie rozmieszczenia i zakwaterowania dla jednostki wojskowej. Dobór poszczególnych domów na potrzeby wojska oparty był o szczegółowe instrukcje wykonawcze. Starano się uzdatniać na ten cel budynki mieszkalne o trwałej i zwartej konstrukcji. Zaaprobowane domostwa oznaczano namalowanym białą farbą kwadratem. Wczesną jesienią tegoż roku Poniatowo stało się miejscem stacjonowania niemieckiego batalionu zapasowego rozlokowanego również w sąsiednich miejscowościach. Była to typowa jednostka tyłowa składająca się z oddziału wartowniczego, służby weterynaryjnej z lecznicą koni oraz pomocniczego oddziału złożonego z żołnierzy pochodzenia ukraińskiego. Początkowe złowróżbne obawy mieszkańców związane z pobytem wojska niemieckiego ustąpiły ocenom trzeźwiejszym. Wraz z przyjazdem wojska charyzmatyczny komendant oddziału – oficer niewiadomego niestety stopnia – praktycznie zakończył kontrole żandarmerii policyjnej, orzekając, iż odtąd wszelkie lokalne sprawy podlegają wojskowej jurysdykcji i będą rozstrzygane we własnym zakresie. Jednostka ta posiadała szereg zaimprowizowanych własnych instytucji nie wyłączając odwachu, zakładu szewskiego, lecznicy koni, kuźni, namiastki kasyna itp. Harmonogram dnia jednostki rozpoczynał codzienny apel, następnie realizowano polecenia komendanta odczytywane przed frontem żołnierzy. Nie we wszystkich apelach uczestniczyli Ukraińcy. Każdy dzień kończył się ogłoszeniem godziny policyjnej i wartowniczymi patrolami. Okres względnego spokoju wśród żołnierzy niemieckich przerwało rozpoczęcie ofensywy sowieckiej znad rzeki Narwi 14 stycznia 1945 roku. Pomimo, że zagęszczenie sił niemieckich w całym regionie było znaczne – w niemal każdej miejscowości stacjonowało wojsko – to impet radzieckiego natarcia nie tracił na dynamice. Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę, iż ich pobyt w Poniatowie dobiega kresu.

17 stycznia 1945 roku pospiesznie przystąpiono do przygotowań ewakuacji żołnierzy oraz niemieckiej kancelarii w Poniatowie. Przez cały okres funkcjonowania kancelarii w biurze pracowały trzy niemieckie urzędniczki. Podstawowym zadaniem biura było prowadzenie spraw księgowych oraz ewidencja rozdzielanych towarów. Kwestie organizacji ewakuacji personelu, wyposażenia oraz dokumentacji podlegały delegowanemu specjalnie do tego celu oficerowi niemieckiemu, który po krótkim pobycie w kancelarii udał się na linię niemieckich okopów znajdujących się tuż za poniatowskim cmentarzem. Sieć strzeleckich rowów usytuowana była w taki sposób, że główna jej reduta skierowana została w stronę Franciszkowa, bowiem dowództwo niemieckiej placówki w Poniatowie uznało, iż z tego kierunku najprawdopodobniej nastąpi nadejście pierwszych jednostek wojsk sowieckich. Po dokonaniu oględzin bezużytecznych już umocnień, ów niemiecki oficer wyjął z kabury pistolet Mauser i oddał kilka strzałów w stronę lasu przynależnego do dawnego poniatowskiego folwarku Krukowiec. Nazajutrz rankiem 18 stycznia przyjechały ciężarówki, na które załadowano sprzęt biurowy, masywne metalowe szafy oraz urzędową dokumentację. Przystąpiono również do ewakuacji pozostałej kilkuosobowej załogi poniatowskiej placówki. Istnieją relacje nieżyjących już niestety świadków zdarzeń, wedle których do ewakuowanych Niemców strzały jako pierwszy oddał oddział lokalnej partyzantki. O ile fakt istnienia zgrupowania partyzanckiego jest bezsporny to jednak brak potwierdzenia tego zdarzenia w materiałach źródłowych czyni go jedynie prawdopodobnym.

Nie do końca wyjaśnione natomiast pozostaną motywy nieuczestniczenia w ewakuacji personelu pomocniczego narodowości ukraińskiej. Istnieją trzy następujące hipotezy: nastąpiła zbiorowa, świadoma dezercja żołnierzy służby pomocniczej narodowości ukraińskiej w Poniatowie; niemiecki plan ewakuacyjny przygotowany ad hoc nie przewidywał ochrony Ukraińców i de facto pozostawiał ich samych sobie lub też oddział ukraiński nie licząc się z nadchodzącym zagrożeniem, postanowił w ukryciu przeczekać przemarsz wojsk sowieckich by następnie powrócić do swoich rodzinnych miejscowości.

19 stycznia czyli w dniu wkroczenia pierwszych oddziałów radzieckich do Poniatowa na terenie miejscowości żołnierzy niemieckich już nie było. Poniatowo zostało „wyzwolone” przez oddziały II Frontu Białoruskiego. Precyzyjne ustalenie oraz identyfikacja nazw jednostek niższego szczebla operacyjnego Armii Czerwonej, które wyzwalały poszczególne miejscowości naszego powiatu wiąże się z licznymi trudnościami, podobną trudnością jest jednoznaczne ustalenie nazwisk dowódców tychże jednostek. Sam fakt wyzwolenia danej miejscowości natomiast najczęściej oparty jest na komunikatach operacyjnych Naczelnego Dowództwa Armii Radzieckiej.

Ujawnienie obecności Ukraińców wiązało się z pewnym zbiegiem okoliczności, otóż z tej racji, iż nie zdjęli swoich niemieckich mundurów zostali zadenuncjowani Rosjanom jako żołnierze Wehrmachtu. Radzieccy żołnierze natychmiast otoczyli cmentarz, gdyż właśnie tam widziano ostatnio rzekomych Niemców i tam też prowadziły świeże ślady na śniegu. Już wstępne oględziny jednej z pieczar wykazały obecność w niej dwóch Ukraińców. Żołnierze radzieccy natychmiast przekazali jeńców do siedziby zaimprowizowanego sztabu mieszczącego się w budynku przedwojennej szkoły podstawowej. Już w pierwszej fazie przesłuchania pojmani żołnierze przekazali informację o miejscu ukrywania się pozostałych towarzyszy. W kierunku linii niemieckich okopów udał się sowiecki oddział z rozkazem pochwycenia ukrywających się tam Ukraińców. Sowietom udało się pojmać do niewoli dalszych 12 żołnierzy ukraińskich, których bezzwłocznie przeprowadzono do budynku szkoły. Rozpoczęto dalsze przesłuchiwania oraz powołano sąd wojenny. Obrady sądu polowego były nad wyraz krótkie, sporządzono protokoły przesłuchań oraz ogłoszono wyroki. Wszystkie były skazujące na … śmierć. Prawo wojenne w odniesieniu do tej kategorii jeńców żołnierze radzieccy respektowali tylko w skrajnych przypadkach, kiedy nie istniała absolutnie żadna przesłanka umożliwiająca jego obejście. Niektórzy ze skazanych przyjęli tę wiadomość ze spokojem, natomiast wśród najmłodszych z nich wyrok wywołał niepohamowany wybuch żalu i lęku, objawiający się błaganiem o litość. „Brat pomyłuj, Batko ja proszu, pomyłuj” – to rozpaczliwe wołanie do oficera przewodzącego obradom sądu przez wiele lat po zakończeniu wojny trwało w świadomości naocznych świadków. Wśród nich znajdował się kilkunastoletni Tadeusz Orłowski.

Wyprowadzono pierwszą dwójkę aresztantów, nie byli skrępowani, szli spokojnie w asyście kilku żołdaków radzieckich. Skierowano ich w stronę cmentarza, zważywszy na okoliczności należy sądzić, że Ukraińcy należycie zrozumieli ten drogowskaz. Tuż przed cmentarnymi podwojami nakazano ukraińskim jeńcom uciekać. Postąpili kilka kroków do przodu po czym padły charakterystyczne serie z pepesz. Śmiertelnie poranione dwie sylwetki bezwładnie zsunęły się z góry na dno wąwozu. Całe to dramatyczne zdarzenie poruszyło Tadeusza do głębi, bowiem po raz pierwszy w życiu zetknął się z tak brutalnymi prawami wojny. Pobiegł do domu, gdzie zapytany o to, co się stało, nie zdołał wypowiedzieć żadnego słowa. Za chwilę dały się posłyszeć głuche odgłosy karabinowych serii. Wszyscy doskonale rozumieli, co one oznaczały. Dalszych pięciu skazańców rozstrzelano na placu przed nieistniejącym już domem młynarza. Po egzekucji ciała zabitych leżały w nieregularnych odstępach i pozach co wskazywałoby, iż zostali rozstrzelani w sposób podobny do pierwszych dwóch ofiar. Natomiast pozostałych siedmiu Ukraińców rozstrzelał pluton egzekucyjny, skazańców ustawiono w jednym rzędzie i najprawdopodobniej odczytano wyrok. To były już ostatnie strzały tego dnia. Zaczął spokojnie zapadać wczesny styczniowy zmierzch. Nazajutrz okazało się, że ciała zabitych są pozbawione odzieży wierzchniej oraz butów. Przez wzgląd na ciągły przemarsz wojsk sowieckich nikt z mieszkańców nie miał odwagi podjąć się pochówku zwłok. Silne styczniowe mrozy zapobiegały rozkładowi ciał jednak nie odstraszały sfory psów oraz rozmaitego dzikiego ptactwa. Ostatecznie po upływie kilkunastu dni zdecydowano o pogrzebaniu ofiar egzekucji, przy czym pochówek z oczywistych względów musiał przyjąć najprostszą formułę z możliwych – wszyscy Ukraińcy spoczęli w bratniej mogile, za którą posłużył niemiecki okop.

Od opisywanych wydarzeń upłynęło już niemal 70 lat, pył niepamięci już dawno przykrył zbiorową ukraińską mogiłę, niewielu niestety też już pozostało świadków wyzwolenia Poniatowa przez Armię Czerwoną. Ten chwalebny akt został upamiętniony nazewnictwem dwóch poniatowskich ulic noszących nazwę „Zwycięstwa” oraz „19 stycznia”.

Dodaj komentarz

Kliknij by dodać komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.