Marek Raczyński
m.raczynski@kurierkurierzurominski.pl
Afera wyszła na jaw, kiedy przed ostatnim walnym zebraniem spółdzielni delegaci dowiedzieli się o podpisanej kilka lat wcześniej polisie ubezpieczeniowej. Zgodnie z treścią polisy poprzedni prezes Żurominianki ubezpieczył 5 marca 2007 roku własne życie w firmie Nordea. Składka jednorazowo została zapłacona z kasy spółdzielni i wyniosła równe 200 tysięcy złotych. Jak czytamy dalej w umowie ubezpieczenia w razie zgonu ubezpieczonego uposażony czyli spółdzielnia otrzyma kwotę 1 zł. Jeśli zgon nastąpi w skutek nieszczęśliwego wypadku wówczas kwota odszkodowania będzie trochę większa i wyniesie 2.500 złotych. Polisa zawarta została z tak zwanym funduszem kapitałowym, co miało dodatkowo pomnożyć majątek. Zgodę na przelanie do firmy ubezpieczeniowej tak dużej kwoty podpisał sam prezes i jeden z członków zarządu spółdzielni. Księgowa odmówiła sygnowania dokumentu swoim podpisem. Po prawie dwóch miesiącach ktoś dopatrzył się, że podpisana przez prezesa umowa obarczona jest błędem prawnym ponieważ nie została zatwierdzona przez radę nadzorczą spółdzielni. Przygotowano odpowiedni dokument i 25 kwietnia rada nadzorcza podjęła uchwałę zatwierdzającą warunki umowy, jaką podpisał wcześniej prezes.
Niejasna uchwała
W uchwale nie ma jednak mowy, że ubezpieczonym jest prezes. Uchwała definiuje polisę, jako „kapitałowe ubezpieczenie Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko- Własnościowej Żurominianka w Żurominie, którą reprezentuje Prezes Zarządu” i tu pada nazwisko. Zatem z jej treści wynika, jakoby życie spółdzielni było ubezpieczone, a nie życie konkretnego człowieka. Co ciekawe w polisie określono okres ubezpieczenia, jako „bezterminowo” co oznacza, że ubezpieczony wcale nie musi być już prezesem, a polisa nadal ma moc prawną. Zakładając, że prezes kiedyś na pewno umrze, oby jednak żył jak najdłużej, spółdzielnia dostanie obiecaną złotówkę. Z kolei fundusz kapitałowy, który miał w założeniu pomnożyć majątek spółdzielni przyniósł, jak na razie około 47 tysięcy straty. Co gorsza zerwanie umowy wiąże się z kolejną stratą dla spółdzielni, gdyż ubezpieczyciel zadbał o własny interes i w razie chęci odstąpienia od umowy drobnym drukiem określił umowne kary.
Rada wiedziała o wszystkim
Obecny prezes Żurominianki Ryszard Wieczorkowski nie chce komentować kontrowersyjnego kroku swojego poprzednika. – Nie mam dostatecznej wiedzy na ten temat- wyjaśnia prezes. W przyszłym tygodniu, będę konsultował to z obsługą prawną spółdzielni, kiedy nasz radca wróci z urlopu i zgodnie z zobowiązaniem walnego powiadomię organy ścigania –dodaje.
Sam zainteresowany twierdzi, że rada nadzorcza wiedziała o wszystkim i decyzję o podpisaniu umowy prezes nie podejmował samodzielnie. Wyjaśnia, że zdawał sobie sprawę z ryzyka, jednak jest przekonany, że do końca roku fundusz kapitałowy się zbilansuje.
Ubezpieczenia to ryzyko
Zdaniem fachowca od ubezpieczeń niska kwota świadczenia na wypadek zgonu czyli jedna złotówka wskazuje na dobre zamiary prezesa. – Tak niskie świadczenie nie będzie zżerało kapitału, jaki gromadzi fundusz ubezpieczeniowy i te pieniądze będą mogły pracować – mówi jeden z żuromińskich pośredników ubezpieczeniowych. Inny z kolei wskazuje na pewien chaos na rynku ubezpieczeń. – W każdy mieście powstają, jak grzyby po deszczu agencje ubezpieczeniowe. Zakładają je często przypadkowi ludzie, bez żadnych kwalifikacji i określają sami siebie, jako doradcy finansowi. Chcą szybko zarobić, bo koncerny płacą solidne prowizje. Przy takim nastawieniu agentowi zależy tylko na podpisaniu umowy i zgarnięciu swojej części. To czy klient zarobi czy straci tak na prawdę pozostaje kwestią nieistotną. W tym przypadku ktoś wziął niezłą prowizję, myślę, że równowartość małego samochodu. Udało mu się namówić firmę na coś, co szanujący się agent nikomu by nie proponował – stwierdza nasz rozmówca od kilkunastu lat zajmujący się ubezpieczeniami. Podczas ostatniego walnego zebrania członków spółdzielni złożono wniosek, by sprawę polisy ubezpieczeniowej skierować do prokuratury.
Dodaj komentarz