Informacje

GMINA BEZ UMOWY A UMÓW WYMAGA

Hałda śmieci zmieszanych na zamkniętym wysypisku odpadów w Brudnicach i urząd bez umowy na wywóz śmieci z terenu miasta kontra kontrolowanie w tym zakresie przedsiębiorców – to dwa tematy które „wypłynęły” podczas ostatniej sesji.
Kierownik Ewa Wnuk w końcu potwierdziła, że śmieci zmieszane nie powinny się znaleźć w Brudnicach

W gminnym Punkcie Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych w Brudnicach znajdowały się śmieci, których tam nie powinno być. Skąd pochodziły i kto zapłacił za ich wywóz? Sprawę przedstawił podczas ostatniej sesji (15 czerwca) przewodniczący komisji infrastruktury Rady Miejskiej Andrzej Staroń. Jego komisja była jakiś czas wcześniej na wyjazdowym posiedzeniu i wizytując dawne wysypisko w Brudnicach, gdzie dziś funkcjonuje PSZOK, zastała tam hałdy niesegregowanych śmieci.

Radny Andrzej Staroń przypomniał, jak zamknięto gminne wysypisko, czy radni mieli na to jakikolwiek wpływ i jakie przepisy pozwalały wówczas samorządom na utworzenie RIPOK-ów (co trzeba było spełnić, by w danym miejscu takie regionalne składowisko powstało). Zapytał kierownika wydziału budownictwa Wojciecha Gowina, który teraz zajmuje się tematyką odpadów komunalnych o  wyjaśnienia, jakie śmieci mogą się tam właśnie znajdować, jaki jest status PSZOK.

– Jak sama nazwa wskazuje – punkt selektywnej zbiórki odpadów komunalnych – świadczy o tym, że te odpady, które się tam znajdują w wyznaczonym ściśle miejscu powinny być posegregowane zgodnie z określoną zasadą, szkło to szkło, wielkogabarytowe itd. Chodzi mi o to, co tam się może znajdować poza tymi, które wchodzą w zakres wysegregowanych rzeczy – mówił radny Andrzej Staroń, przewodniczący komisji infrastruktury.

Gowin przypomniał, że śmieci jako takie nie mogą się tam znajdować, bo wysypisko jest zamknięte i nie była to decyzja gminy. – W momencie, gdy zostały utworzone regionalne instalacje, takie wysypiska praktycznie przestały istnieć – tłumaczył urzędnik.

Radnym rozdano więc zdjęcia tego, co zastano w Brudnicach w dniu komisji. Leżały tam śmieci zmieszane, wśród nich kartony, plastik, stary materac, dywan, samochodowe foteliki dziecięce, plastikowe skrzynki, gąbki czy typowe odpady z gospodarstw domowych (opakowania z tworzyw sztucznych po keczupie, jogurtach czy puszki po napojach).

 – Jeżeli w miejscu, w którym powinny się znajdować tylko i wyłącznie wysegregowane śmieci znajdują się takie śmieci jak na załączonych ilustracjach, jakie są konsekwencje dla właściciela danego terenu, miejsca? – pytał więc Staroń.

Gowin skomentował, że rzeczywiście to nieprzyjemny incydent. – Zostały zebrane odpady z terenu miasta, gdzie te śmieci zalegały w okolicach centrum miasta i nasi pracownicy musieli to usunąć. Jest to uprzątnięte, posegregowane i przekazane do spółki do wywiezienia do instalacji – powiedział Gowin.

W toku dyskusji okazało się, że były to ok. 2 tony. Radny Staroń stwierdził, że wizualnie te właśnie 2 tony robiły wrażenie. – Mam pytanie, w oparciu o jakie ustalenia dotyczące wywozu ŻZK będą wywozić te śmieci. Na czyj rachunek? – pytał radny.

Gowin wyjaśniał, że śmieci zostały potraktowane jako te z koszy ulicznych, a ich opróżnianie należy do zadań własnych gminy.

– Ile kosztuje takie usuwanie śmieci? Ile będą kosztowały te dwie tony? – drążył radny.

Włączając się w tym momencie do dyskusji wiceprezes spółki Wojciech Kwieciński powiedział, że ich wywóz odbędzie się w ramach tzw. polecenia wykonania zadania, za które była wyznaczona stosowna kwota. – Gmina nie odczuje tego. Ja bym tu obronił pana kierownika. To takie widzę drążenie tematu. Tutaj było gdzieś jakieś niezrozumienie z pracownikami, którzy rzeczywiście sprzątają tutaj place i tych śmieci zazwyczaj przy tych naszych żuromińskich „tramwajach” jest codziennie. Można by codziennie przejechać, zebrać i tam codziennie będą – kontynuował Wojciech Kwieciński. Stwierdził, że pracownik nie zrozumiał, że ma jechać i to posegregować, przygotować do dużych pojemników. – Nie wiem, jak to się stało, nie będę nikogo bronił. Wyszło tak jak wyszło. Dziwi mnie, że państwo się tam nagle pojawili na tym wysypisku, bo to było tego samego dnia – mówił wiceprezes miejskiej spółki. Jak dalej dodał, drążenie tematu jest według niego bez sensu. – Zabraliśmy te śmieci, poszły w koszty polecenia wykonania. Nie powinno to mieć miejsca, ja tu nikogo nie bronię, bo jakby się ktoś z zewnątrz, jakiś WIOŚ nawinął, to pewnie by gmina jakąś karę dostała, a pracownik by poniósł konsekwencje takie, że pewnie by był zwolniony – mówił dalej wiceprezes.

– Ja myślę, że to pana zdziwienie jest trochę nie na miejscu – od razu zareagował Staroń. Radny podkreślił, że nie atakuje kierownika Gowina, tylko on wie o czym jest mowa z racji tego, że teraz to on (a wcześniej Ewa Wnuk) odpowiada za tematykę śmieciową, a i w komisji wyjazdowej osobiście uczestniczył. – Więc wie, o czym mówimy – zaznaczył radny. Jego zdaniem śmieci nie były z danego dnia, bo były przemoczone, zawilgocone, brudne. Staroń dodał, że wizyta komisji w Brudnicach wyszła spontanicznie, ale nikt nie spodziewał się tego, co tam zastano.

– Doszukiwanie się teorii spiskowych w pana wydaniu jest nie na miejscu – skomentował postawę wiceprezesa. I zapytał, w oparciu o jaki dokument ŻZK wywożą gminne śmieci z terenu miasta. Padła więc informacja, że to tzw. polecenie wykonania zadania, które opiewa na ok. 60 tys. zł. Podano też, na pytanie radnego, że umowa na takie zadanie została podpisana dopiero 1 czerwca.

Do dyskusji włączyła się burmistrz Aneta Goliat. – Wcześniej radziliśmy sobie w ten sposób, że na zgłoszenie, kiedy była taka potrzeba spółka, zresztą nie pierwszy raz, kiedy mamy problem, kiedy na osiedlach naszych z tych wszystkich koszy proszę państwa wypadają śmieci, to wtedy dzwonimy i rzadko mamy odmowę – wyjaśniała burmistrz. Podkreśliła, że tak, to jest zadanie gminy, by utrzymać porządek w mieście.

– Rozmawiałam z pracownikami. Po prostu przyznali się, że to oni wywieźli. Na moją prośbę, poprosiłam, żeby dokonali segregacji, bo tak jak państwo zauważyliście na komisji, tam były i wanienki (…), sama osobiście pojechałam to zobaczyć – dodała. Podkreśliła, że to co udało się odzyskać, odzyskano, a resztę jako śmieci zmieszane zabrała miejska Spółka. Potem Goliat omówiła sprawę koszy ulicznych. – Przyszłościowo myślę, że sytuacja będzie wyglądała tak, że zrobimy zapytanie ofertowe na odbiór z koszy ulicznych i z rozeznania jakie mamy, i jak płacą inne gminy kwota jaką nam zaproponowały ŻZK jest kwotą jedną z najniższych – mówiła Aneta Goliat. Zastanawiała się jednak, czy na takie zapytanie ofertowe w ogóle wpłynie jakaś oferta, jak niestety nie wpłynęła żadna na odśnieżanie miasta w sezonie zimowym.

Burmistrz poinformowała też, że tam, gdzie pojawia się sygnał o nielegalnej wywózce śmieci, gmina zakłada fotopułapki.

– To jak się odbywał odbiór śmieci do 1 czerwca, komu to było doliczone, na jakiej podstawie były ustalone stawki za wywóz tych śmieci? – od razu zapytał Andrzej Staroń przypominając, że umowa podpisana została dopiero 1 czerwca. – Skoro nie było umowy, a śmieci były odbierane, to co, one doliczane do śmieci które były od mieszkańców odbierane? Jakim prawem? – radny nie odpuszczał tematu. Burmistrz zaczęła opowiadać, że dobrze, że o te śmieci spółka zadbała i że dba o teren po targowisku, gdzie po sobocie jest mnóstwo odpadów. – O szczegóły musiałabym zapytać panią kierownik i też to jest do wyjaśnienia, i do wykazania państwu, przekazania państwu tej kalkulacji – mówiła burmistrz. – Pani burmistrz, ja pytam, gdzie się podziewały śmieci od 1 stycznia do 31 maja? Skoro 1 czerwca była podpisana umowa, bo chyba przez 5 miesięcy to w  koszach ulicznych śmieci się pojawiały, w związku z tym musiały być usuwane, gdzieś wywiezione w oparciu o jakiś dokument – radny nieco zdziwiony znów zwrócił się do burmistrz miasta. – Pytam, kto i z jakich pieniędzy, i ile za to zapłacił? – dociekał. Aneta Goliat powiedziała, że nie ma kierownik Ewy Wnuk na sesji, więc informacja zostanie przekazana na piśmie po tym, jak ona napisze wyjaśnienie pisemnie. Radni zauważyli jednak, że urząd jeszcze pracuje (była godz. 15.00- przyp. red.), więc kierownik można na obrady wezwać i od razu sprawę zakończyć.

Ogłoszono przerwę, a po niej na obrady przybyła dotychczas zajmująca się tą tematyką Ewa Wnuk. Wyjaśniła, że w gminnym PSZOK-u mogą być wysegregowane już śmieci, takie jak papier, szkło, tworzywa sztuczne. Mieszkańcy mogą tam wozić odpady remontowo-budowlane, opony, stare meble.

– Patrząc na to zdjęcie widzę tutaj zmieszane odpady niesegregowane- powiedziała. Podkreślała jednak, że składowisko w Brudnicach dawno zostało zamknięte. – Skoro jest zamknięte, rekultywowane, czy te śmieci mogły się znajdować w tym miejscu? Proszę odpowiedzieć. Pani nam te przepisy przedstawiała na komisjach i przy różnych innych sytuacjach, więc pani jak gdyby tę wiedzę merytoryczną w tym zakresie ma najdalej idącą – drążył Staroń. Chwilę zeszło, zanim urzędniczka odpowiedziała konkretnie, że składować odpadów zmieszanych w Brudnicach nie wolno. – Nie powinny tam się znajdować – powiedziała w końcu.

Ewa Wnuk potwierdziła, że śmieci uliczne, jak również z targowiska miejskiego opróżniane były na podstawie polecenia wykonania. Powiedziała, że spółka dostała dokumenty, ale te do magistratu nie wróciły. – Jeżeli nie jest podpisany dokument, to nie jest realizowana usługa, w związku z tym jak została dokonana należność za ten okres, skoro nie było podpisanej umowy? – znów pytał radny.

Obecny na obradach radca Kamil Prus poinformował, że w przypadku, gdy nie ma umowy, a ktoś wykonuje za gminę zadanie, które jest zadaniem własnym gminy, to wówczas obciąża  się samorząd kosztami wykonania tej usługi.

– Jest jedno podstawowe pytanie. Dlaczego dopiero 1 czerwca została podpisana umowa? Tyle czasu, tyle różnej naszej energii kierujemy w kierunku działań na rzecz podniesienia poziomu recyklingu, dochodzenia tego, czy wszyscy przedsiębiorcy uiszczają opłaty z tytułu produkowania śmieci itd. A gmina sama jako ta jednostka, która rozlicza innych po prostu popełnia takie niedopatrzenie, w dużym cudzysłowie. Bo dla mnie to nie do zaakceptowania, że  taka sytuacja miała miejsce w stosunku do wszystkich tych, którzy są obciążani kosztami za wytwarzanie śmieci. Gmina powinna być przykładem tego postępowania, a nie stać w ogonie tych wszystkich, przepraszam za stwierdzenie, którzy nie uregulowali swoich zobowiązań w tym zakresie – skomentował oburzony Andrzej Staroń.

Jak podała obecna na obradach skarbnik gminy, za okres od stycznia do maja br. gmina nie dostała żadnego rachunku za wywóz śmieci ulicznych. – Czyli pytanie, kto płacił, gdzie te śmieci pojechały, jak były usuwane za okres styczeń – maj pozostaje otwarte. Nie ma na nie odpowiedzi konkretnej, bo nie chcecie jej państwo udzielić – podkreślił  Staroń. Jak dodał, wiadomo, że gospodarzem gminy jest burmistrz, a zrzucanie winy na kierownika czy pracownika sprawy nie załatwia, bo mają oni przełożonego właśnie we włodarzu miasta.

AO

komentarzy

Kliknij by dodać komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • nieudolność i niekompetencja to normalność dla żuromińskich urzędników. Staram się unikać wizyt w żuromińskich urzędach, bo nic nie można uzyskać od reki ze wszytkim problem. Zazwyczaj nic nie wiedzą i te końcówki zamiast -„mi”, „my” zamiast „ą” „om” do tego ton głosu jakby przeganiali domokrążcę.