Marek Raczyński
m.raczynski@kurierkurierzurominski.pl
Do spięcia doszło w chwili, gdy rada miała przyjąć do budżetu pieniądze pozyskane z Unii przez urzędników. Chodzi o kwotę 122 tysiące złotych, jaka przeznaczona zostanie w całości na program integracji społecznej, o którym piszemy w innym miejscu. Pieniądze udało się urzędnikom zdobyć i program jest już realizowany. Teraz, by formalności stało się zadość należało tę kwotę wprowadzić do budżetu. Zwykła formalność wywołała jednak spore emocje.
Nic bez nas
Kiedy 16 marca na wspólnym posiedzeniu wszystkich komisji Rady Miejskiej w Bieżuniu pojawiło się hasło zmian w budżecie i wprowadzenia wspomnianej kwoty, radni kolejno wyrażali swoje niezadowolenie. Powodem tego niezadowolenia był brak oficjalnej informacji o samym programie. Radni bowiem nie mieli możliwości dyskutować nad zasadnością programu lecz zostali postawieni przed faktem dokonanym i musieli go przyjąć. Takie narzucanie decyzji przez urzędników głośno zostało skrytykowane. – Co byłoby, gdybyśmy nie przyjęli tych pieniędzy – pyta radny Jerzy Kowalkowski. – Chodzi o porządek, o kolejność, oczywiście pochwalam starania pracowników i będę głosował za, ale powinniśmy wiedzieć o wszystkim wcześniej. Żaden z programów nie powinien być realizowany przed podjęciem uchwały przez radnych – tłumaczy Kowalkowski. – Ludzie nas wybrali po to, żebyśmy wiedzieli o wszystkim co dzieje się w gminie. Wszystkie działania powinny być konsultowane. Jeśli trzeba można też zwołać sesję nadzwyczajną – proponuje radny.
Kto chciał, ten wiedział
– Informacja nie była zupełnie tajna, tylko radni nie dostali jej na piśmie – wyjaśniała burmistrz Ewa Łubińska.
Faktem jest, że o programie radni oficjalnie nie zostali poinformowani. Ci, którzy trochę interesują się życiem społecznym mogli o tym poczytać sobie na przykład w Kurierze. Radna Mieszkowska osobiście bierze udział w zajęciach zatem również o programie wiedziała. Pozostali czekali zapewne na pismo w tej sprawie lub zwołanie nadzwyczajnej sesji. Tymczasem w Urzędzie Miasta i Gminy Bieżuń tworzy się bardzo dużo wniosków w porównaniu do innych gmin co powinno być raczej powodem do dumy.
Bieżuń słynie z wniosków
Na posiedzenie komisji zaproszono urzędnika Adama Kanieckiego, który musiał tłumaczyć dlaczego w tak ważnych kwestiach nie konsultowano nic z radą miejską. Zarówno procedury, jak i terminy poszczególnych wniosków to kwestia szybkiego i sprawnego działania. Nie zawsze jest czas na konsultacje. Urzędnicy starają się pozyskiwać pieniądze gdzie się da i na co się da. Każde kolejne pieniądze traktują, jak sukces i myślą o następnych programach. Operatywność bieżuńskich urzędników została doceniona, bo gmina zakwalifikowana została do gmin zaawansowanych w rozwoju integracji społecznej. Daje to możliwość sięgania po kolejne fundusze na dogodnych warunkach.
Maszyna do głosowania
Mimo to radni nadal uważają, że ich rola w ocenie zasadności wdrażanych programów jest ważna jeśli nie najważniejsza. Radny Ryszard Łubiński nazwał to działaniem wbrew woli rady i poza jej plecami. Podobnego zdania był przewodniczący Zygmunt Liszewski. -Ktoś zadecydował za nas – skwitował przewodniczący Liszewski. – Jesteśmy maszyną do głosowania – zastanawiał się głośno.
Wycieczka bez radnych
Oliwy do ognia w spięciu urzędników z radnymi dolała informacja o planowanym wyjeździe studyjnym dla 35 osób. Będzie to pięciodniowa wycieczka szkoleniowa w atrakcyjne miejsce dla działaczy społecznych. Kiedy padło pytanie kto z rady miejskiej pojedzie na ten wyjazd nastąpiła cisza i potem tłumaczenie urzędnika, że lista jeszcze jest otwarta.
Efekt sporu
Efektem sporu jest ustne, jak na razie zobowiązanie pani burmistrz, a zatem i urzędników do każdorazowej konsultacji z radą planowanych działań. Nie opracowano jeszcze szczegółowych zasad informowania radnych o planowanych wystąpieniach o pieniądze unijne.
Moim zdaniem
Marek Raczyński
Nie wierzę, i wolę nie wierzyć, by konsultacje z radą miejską tego konkretnego programu przed jego wdrożeniem cokolwiek by zmieniły. 16 marca przez godzinę dyskusji słychać było tylko ogólne rozgoryczenie i nikt nawet jednym merytorycznym zdaniem nie wspomniał czym jest ten program i komu ma służyć. Program się ogólnie podobał, zatem cała dyskusja post factum nie miała najmniejszego sensu. Boję się, że jeśli rada zobowiąże urzędników do konsultacji każdego planowanego programu może to ograniczyć im nie tylko swobodę działania i zaangażowanie, ale przede wszystkim skuteczność. Radnym natomiast da kolejne diety za nadzwyczajne sesje. Mam wrażenie, że ktoś tu za kimś nie nadąża i swoją słabość manifestuje rozgoryczeniem. Może lepiej zamiast się obrażać jak zakompleksiony malec trzeba było pogratulować inicjatorom programu i podziękować im nawet za te122 tysiące, które wpłynęły do kasy gminy. Wszak radny nie jest człowiekiem małostkowym.
Dodaj komentarz