Ewa Jabłońska
e.jablonska@kurierkurierzurominski.pl
Na Radzie Społecznej Szpitala została poruszona sprawa nieobecności lekarza w poradni dziecięcej i na oddziale dziecięcym żuromińskiego szpitala, o której kilka razy informowaliśmy Czytelników Kuriera. Swoje wersje wydarzeń przedstawił Marek Budzich i dyrektor szpitala Zbigniew Białczak. Wersje te od siebie zdecydowanie się różniły.
[b]Wersja Budzicha[/b]Marek Budzich przedstawił członkom Rady Społecznej Szpitala sytuację, jaka spotkała go podczas wizyty w żuromińskim szpitalu. 20 lutego przed godziną 17 chciał zarejestrować swoją chorą córkę na wizytę do pediatry w poradni dziecięcej. Lekarz już nie było, pomimo, że wcześniej usłyszał przez telefon, że pediatra jest i może zbadać dziecko. Poza tym w poradni dziecięcej lekarz powinien przyjmować do godziny 18:00. Następnie rodzina Budzichów trafiła na oddział dziecięcy, gdzie ich córkę miała zbadać dyżurująca tam doktor Bogusława Sienkiewicz – Zakrzewska. Lekarki nie było. Od jednego z pracowników Budzichowie dowiedzieli się, że Zakrzewska jest na kolacji i nie wiadomo, kiedy wróci. Wędrówka Budzichów zakończyła się w prywatnym gabinecie Zakrzewskiej. Za wizytę radny musiał zapłacić.
[b]Wersja Białczaka[/b]Dyrektor szpitala Zbigniew Białczak poinformował, że posiada już pisemne oświadczenia personelu, który tego dnia był w szpitalu.
– Zarzuty radnego Budzicha są bardzo poważne, nie mogę w tej sprawie bazować tylko na słowach – mówił Białczak – wszystko jest już udokumentowane przez osoby, które są związane z tą sprawą.
Białczak potwierdził, że Budzich chciał zarejestrować dziecko telefonicznie. Z notatek służbowych personelu wynika, że został też poinformowany, że musi się w poradni zjawić do 17:00, bo potem lekarz wyjeżdża na wizytę domową. Budzichowie pojawili się w poradni o 4 minuty za późno i żadnego lekarza już nie było. Z dokumentów zebranych przez dyrektora wynika również, że Budzicha z chorym dzieckiem tego dnia nie było na izbie przyjęć ani na oddziale dziecięcym. Żaden z pracowników nie potwierdził również, że rozmawiał z Markiem Budzichem i udzielił mu informacji, że Zakrzewska jest na kolacji.
Ponadto dyrektor Białczak uważa, że szpital został pomówiony. Chodzi o słowa Budzicha, który stwierdził, że żuromińscy lekarze przeprowadzają badania na szpitalnym sprzęcie i biorą za to pieniądze. Białczak oświadczył, że nic na ten temat nie wie i zażądał od Budzicha dowodów.
– Pan zna fakty, a rzuca tylko ogólnikami – mówił Białczak – Za chwilę za te słowa mogą być wyciągnięte konsekwencje prawne.
[b]Jak Budzich udowodni, że mówi prawdę[/b]– Czy moje słowa się nie liczą bo nie mam nagrania? – pytał zirytowany Budzich – Mogłem iść od razu na policję, sprawa byłaby jasna.
Budzich tłumaczył, że jego dziecko nie zostało fizycznie przyjęte na oddział i dlatego nie ma żadnej adnotacji w dokumentach szpitalnych. Dyżurujący lekarz pediatra miał tylko sprawdzić, czy konieczny jest pobyt dziecka w szpitalu.
Nikt go też nie poinformował, że na oddziale jest jakiś inny lekarz.
Poza tym w poradni dziecięcej lekarz powinien być do godziny 18:00
– Czy to jest sztafeta lekkoatletyczna, czy jak nie dojedziemy do 17, to nikt nas już nie obsłuży – pytał zdenerwowany Budzich – poradnia powinna być zabezpieczona do godziny 18 w lekarza pediatrę lub lekarza ogólnego.
Radny Budzich złożył skargę na działalność szpitala do przewodniczącego Rady Powiatu.
– Nie chciałem robić afery, czy krzywdzić kogokolwiek – tłumaczył Budzich – Liczyłem, że szpital przyzna, że takie rzeczy się zdarzają, a sprawa idzie zupełnie w inną stronę, teraz ze mnie robi się napastnika.
[img]Starosta nie ocenia[/img]
Zdaniem starosty Janusza Welenca cała ta sytuacja nie służy dobrej opinii szpitala. Sam nie chce oceniać tej sytuacji, ponieważ sprawą zajmie się Rada Powiatu.
[img]https://[/img]
Dodaj komentarz