WYWIAD

NIE SAMYM SPORTEM SIĘ ŻYJE, ALE JAK NIE KLUB, TO CO?

O tym, że czwartoligowa Wkra Żuromin powinna być oczkiem w głowie wszystkich, że dziś stawia ona na rodzimych zawodników, których szkoli od małego, i że kluby z niższych lig powinny ją traktować jako szansę na wybicie swoich zawodników rozmawiamy z prezesem klubu Mariuszem Kawczyńskim.

– Jako nowy zarząd już prawie trzy lata realizujecie swoją wizję rozwoju miejskiego klubu. Udało się zrealizować zamierzone cele, bo przecież za pół roku mija wam już 3-letnia kadencja i przyjdzie czas podsumowań?

– Tak, przyjęliśmy na początku i cały czas mamy wizję rozwoju klubu poprzez inwestycję w dzieci i młodzież. Główny nacisk kładziemy na szkolenie i wychowywanie młodych piłkarzy. Myślę, że przez te prawie trzy lata ten cel jak najbardziej został zrealizowany. Szkolenie młodzieży jest dla nas priorytetem i myślę, że stoi na dobrym poziomie. Obecnie do pierwszego zespołu seniorów wprowadziliśmy najzdolniejszych czterech juniorów z rocznika 2003. Oprócz tego ostatnio dwóch naszych zdolnych piłkarzy z rocznika 2004 wstąpiło w szeregi Drukarza Warszawa i gra w ekstralidze juniorów.

– Dlaczego to takie ważne, żeby zaczynać od najmłodszych?

– Wizytówką naszego klubu i flagową drużyną jest zespół seniorów. Naszym celem jako zarządu, ale i celem trenerów pracujących z dziećmi i młodzieżą jest wyszkolenie kompletnego piłkarza, który trafi do naszego flagowego zespołu, a ci bardziej zdolni mają szansę dostać się do lepszych lig, bo tak się też zdarzało. Niestety, nie udaje się co kilka lat wyszkolić reprezentanta Polski, jakim jest Łukasz Teodorczyk. Niemniej jednak sukcesem jest również wyszkolenie zawodnika, który zagra na szczeblu centralnym.
W tym momencie chcemy przede wszystkim stawiać na naszych wychowanków, żeby w pierwszej drużynie jak najmniej było obcych zawodników z innych klubów i miast, którymi musimy się podpierać, żeby ta gra dobrze wyglądała na poziomie czwartej ligi. Chodzi o szkolenie swoich zawodników. Myślę, że w tym sezonie pierwsze kroki już poczyniliśmy, bo w kadrze 20 osób będzie maksimum 5 zawodników obcych. Reszta to nasi wychowankowie, bądź zawodnicy młodzi, którzy są pozyskani z innych klubów, dalej szkoleni i ogrywani u nas w klubie.

– Skupmy się chwilę właśnie na szkółce i na piłkarskim przedszkolu. Na jednej z komisji w zeszłym roku przedstawiałeś radnym gminnym koncepcję wychowania najmłodszych przez sport. Czemu to takie ważne?

– Piłkarskie przedszkole funkcjonuje drugi sezon i jest autorskim pomysłem naszego zarządu. Mówiłem o tym na 50-leciu klubu, kiedy funkcjonowaliśmy w nowym składzie jakieś pół roku. I tak się stało, że od jesieni 2018r. to przedszkole ruszyło. Dziś już jedna grupa z niego wyszła, dzieci te funkcjonują w starszych grupach, trenują, rozwijają się, a w samym przedszkolu w tej chwili jest 21 maluchów, które poprzez zabawę oswajają się z piłką. Również ta grupa za chwilę będzie dzielona, najstarsi będą przesuwani do wyższych roczników, młodsi zostaną. Mamy też kolejny pomysł na tę jesień, kiedy przejdziemy z boiska na halę właśnie z tymi najmłodszymi grupami, ale to niech na razie zostanie tajemnicą. Na pewno jednak postaramy się w niego zainwestować i wdrożyć go w życie, o czym będzie jeszcze okazja porozmawiać.
Najważniejsze jest dla nas to, co już mówiłem, że chcemy stawiać na swoją zdolną młodzież, ale to też czasem nie jest takie proste. Jest problem z młodzieżą, kiedy kończy szkołę podstawową i wybiera średnią poza powiatem albo kiedy zaczynają się studia. Udział w treningach jest wówczas zaburzony. Udało nam się to fajnie zorganizować z chłopcami z rocznika 2003/2004 i ich rodzicami, których przekonaliśmy do pozostania w szkołach w naszym mieście. Dzięki temu są na miejscu, trenują, rozwijają się w naszym klubie. Nie mówię już o tych, którzy wiążąc się z piłką idą do szkół sportowych np. do Warszawy, bo wiadomo, że większe środowisko piłkarskie to tym samym większe szanse rozwoju i szanse na kolejne kroki, bo może ktoś ich zauważy i da możliwość zagrania w 3 czy 2 lidze, zaistnienia na szczeblu centralnym.

– Przywiązujecie chyba dużą wagę do promocji klubu, pokazywania jego wizerunku.

– Klub to tak naprawdę jedna z niewielu wizytówek naszej gminy i miasta, jeśli chodzi o sport. Wizerunek jest dla nas bardzo ważną rzeczą i uważam, że powinniśmy się chwalić czymś, co robimy dobrze. Staramy się korzystać z wielu zaproszeń, by pokazywać nasze działania szerokiemu gronu odbiorców. W zeszłym roku np. braliśmy udział w Tygodniu Zdrowia w Szkole Podstawowej nr 1 w Żurominie, zachęcając dzieci i młodzież do aktywnego spędzania wolnego czasu. O klubie opowiadaliśmy też przy okazji akcji czytelniczej w Powiatowo-Miejskiej Bibliotece Publicznej w Żurominie. Jesteśmy w lokalnej prasie, w mediach społecznościowych. Trzeci rok z rzędu nasi młodzi zawodnicy wyjadą na krajowe finały turnieju ,,Piłkarska Kadra Czeka”, to również doskonała okazja do promocji Miasta i Powiatu na arenie ogólnopolskiej.

– Jest coś, co jakoś szczególnie trapi zarząd i co jest do zmiany?

– Niestety, trochę ubolewamy, ale brak jest współpracy między klubami w naszym powiecie. Uważamy, że klub, który jest najwyżej w lidze, a obecnie jest to właśnie Wkra Żuromin, powinien być wspierany zawodnikami z pozostałych klubów. Dla tych klubów byłaby to też szansa promowania swoich zawodników. Najlepsi gracze od nich powinni się pokazywać w klubie w mieście powiatowym. Byłoby to też poniekąd dla nich sukcesem, że oddali zawodnika, a ten pnie się wyżej. W niższych ligach na szczeblu okręgu nie zawsze jest taka możliwość jak w IV lidze, gdzie jeździmy po całym Mazowszu, a to wiąże się z tym, że inni trenerzy widzą naszych piłkarzy i mogą dać komuś większe szanse dalszego rozwoju. Generalnie powinno tak być, że najzdolniejsi piłkarze z całego powiatu powinni trafiać do klubu, który w danym momencie jest na najwyższym poziomie ligowym i nieważne, czy będzie to Wkra Żuromin, Boruta Kuczbork czy Wkra Bieżuń. Wszystkie kluby z powiatu powinny właśnie do tego dążyć, żeby mieć jedną mocną drużynę, która reprezentuje powiat na najwyższym szczeblu, a reszta klubów zasila ją najzdolniejszymi swoimi zawodnikami, oczywiście w modelu tym trzeba dbać też o te kluby z niższych lig. Zawodnicy, którzy w danej chwili nie będą mieli szans na grę na tym wyższym poziomie, powinni występować w niższych ligach. Ale póki co jest to trudne do zrealizowania, bo dotychczas wiecznie gdzieś była niezdrowa rywalizacja, nie było porozumienia. A chyba nie tak powinno to wyglądać. Choć muszę przyznać, że zaczyna się kształtować jakiś zalążek współpracy, jest już pewna nić porozumienia między nami – prezesami trzech klubów, aczkolwiek brak nam jeszcze wsparcia wszystkich członków zarządów klubów. Ten pomysł wymaga jeszcze rozmów i wówczas może uda się zrealizować tę wizję współpracy, począwszy już od drużyn trampkarzy czy juniorów, gdzie młodzież mogłaby rywalizować na szczeblu wojewódzkim.

– Był chyba na przełomie roku taki czas, że pojawiło się zwątpienie w sens działania, w przyszłość klubu, w jego rozwój, zwłaszcza w kontekście zmniejszonej na ten rok dotacji z konkursu na upowszechnianie sportu w mieście i gminie. Jak funkcjonuje dziś klub, skoro pieniędzy jest mniej? Jak sobie radzicie?

– Musimy sobie jakoś radzić. Nie może być tak, że zmniejszono nam dotację, to teraz usiądziemy i będziemy płakać. Na początku było tak, że każdy z nas był mocno zdenerwowany tą sytuacją i różne mieliśmy pomysły. Ale dziś już mogę powiedzieć, że dotacja, która była okrojona do 50 tys. właśnie się zwiększyła o kolejne 50 tys. zł. Wszystko już mamy dograne z Urzędem Gminy i Miasta, że te dodatkowe pieniądze na działanie klubu będą, no ale w porównaniu do lat poprzednich to i tak nadal 50 tys. zł mniej, bo przypomnę, że bodajże od 2013r. pieniądze z konkursu na upowszechnianie sportu były rzędu 150 tys. zł. Mimo to nie spoczywamy na laurach, cały czas pracujemy nad tym, żeby pozyskiwać nowych sponsorów. Mam nadzieję, że uda się to i w końcu niektórzy otworzą się na nasz klub i na to, by nam pomoc. Myślę, że w Żurominie jest duży potencjał, ale nie wszyscy chcą inwestować w pomysł pt. „Wkra Żuromin”. To, że jesteśmy zagłębiem drobiarskim wszyscy wiedzą i wiele razy rozmawiając z prezesami klubów na Mazowszu pytają mnie oni, jak duże mamy z tego powodu wsparcie. Są mocno zdziwieni, gdy okazuje się, że jest z tym ciężko. Myślę, że powinno się to jakoś zmienić.

– No właśnie, ale jest grono sponsorów, którzy was wspierają.

– Tak, jest pewna grupa sponsorów. Poza firmami, które już z nami współpracują mamy kilku nowych partnerów i myślę, że uda nam się te braki załatać i będziemy dalej funkcjonować na dobrym poziomie. Nie jest sztuką pozwalniać trenerów, zredukować grupy młodzieżowe. Trzeba iść do przodu, nie cofać się, szukać wsparcia.

– Koronawirus wam zaszkodził? Wiosnę, kiedy z hali można było wyjść na świeże powietrze piłkarze spędzili w domach, dzieci również.

– Faktycznie, trochę się na nas odbił. Jeśli chodzi o finanse, to powiedzmy, że przez te dwa miesiące, kiedy nie funkcjonowaliśmy z uwagi na wprowadzone zakazy i obostrzenia, trochę może i zaoszczędziliśmy, ale też w tym czasie odeszło nam trzech sponsorów, bo sami mieli problem z prowadzeniem działalności, mieli ciężką sytuację i nie mogli nas dłużej wspierać. Najgorsza rzecz to to, że część dzieci została w domach i już nie wróciła. Grupy, które liczyły nawet po 20 osób zredukowały się do 14-16. Szkoda.

– Czyli jak w maju wróciliście z treningami, bo już było można, to trzeba było się przeorganizować na nowo.

– Tak, zaczęliśmy trenować w małych grupach na stadionie, bo wówczas można było uprawiać aktywność tylko na świeżym powietrzu. Musieliśmy się dostosować do obostrzeń, trenerzy mieli więcej pracy, bo jak wcześniej pracowali z 18-20 osobami, tak mogli najpierw z 6, potem dopiero z tygodnia na tydzień znoszono kolejne ograniczenia, a dziś już 150 osób może rywalizować w jednym miejscu. Ale nie wielkość grup była problemem, tylko brak miejsca, pojmowanie boiska jako obiektu, do tego zachowanie odstępów i wygospodarowanie dodatkowego czasu na dezynfekcję sprzętu. Trzeba było to od nowa organizacyjnie poukładać. Nie mogliśmy na początku korzystać z boisk treningowych, mieliśmy tylko do dyspozycji jedno boisko.

– Teraz są wakacje, trenujecie wciąż z dziećmi?

– Tak, cały czas. Zawsze robiliśmy przerwę w lipcu, a w tym roku wyjątkowo jej nie mamy. Trenujemy codziennie od początku lipca, zresztą i same rozgrywki młodzieżowe Związek zaplanował wcześniej. Część drużyn rusza już od połowy sierpnia, część tydzień później, dlatego trzeba cały czas trenować, żeby dzieci były w formie i się nie zasiedziały w domach. Do tego chyba w tym roku mniej rodziców wyjeżdża, bo widać po prostu tę potrzebę, żeby jednak zapewnić najmłodszym opcję rozrywki, zabawy i spędzenia wolnego czasu. I to robimy.
Planujemy zrobić 5-dniowe obozy na naszych obiektach. Jedna grupa będzie miała takie zajęcia całodniowe od 27 do 31 sierpnia, później planowaliśmy rocznik 2009-2010 i 2006-2007. Jest to często praktykowane w klubach, że robi się takie obozy na miejscu, kiedy nie ma opcji wyjazdu, a zresztą w obecnej sytuacji epidemiologicznej, kiedy są jeszcze obostrzenia, to najlepsze rozwiązanie do podtrzymania formy. Treningi dwa razy dziennie pozwolą lepiej przygotować się do rozgrywek. Dodatkowo planujemy też zajęcia na basenie, zajęcia z elementami sztuki walki w klubie Ludus, jakiś rajd rowerowy zakończony ogniskiem. Harmonogram jest rozpisany.

– Za chwilę też rozpoczną się już rozgrywki.

– Tak, w tym sezonie zgłosiliśmy dodatkowo drugą drużynę seniorów. Zagrają w niej ci, którzy nie będą mieli możliwość grania w pierwszym zespole, bądź będą mogli zagrać z uwagi na mniejszą ilość minut gry. Było też sporo chłopaków, którzy po prostu nie czuli się na siłach, by grać w 4 lidze. Do tej pory robili to rekreacyjnie na orliku, ale przyszli, pytali, więc chcieliśmy stworzyć im szansę systematycznego grania, rywalizacji, dlatego zawiązaliśmy ten drugi zespół. Będzie grał w klasie B seniorów. Chcemy dać zawodnikom opcję gry, zapraszamy na treningi wszystkich, którzy chcą zagrać w regularnych rozgrywkach. Mam nadzieję, że uda się dotrwać do końca sezonu z tym projektem.

– To czego wam życzyć w nowym sezonie?

– Na pewno chcielibyśmy się utrzymać w 4 lidze, pomimo tego, że obecnie jest więcej zespołów i w związku z tym więcej będzie spadało po zakończeniu rozgrywek. Chcemy też, by nasze plany odnośnie młodzieży jak najszybciej się zrealizowały. Najważniejszym aspektem jest uzyskanie aprobaty członków klubu na Walnym Zebraniu Sprawozdawczo-Wyborczym, żebyśmy zostali wybrani na kolejną kadencję. I żeby nasza praca, wykonywana w klubie została dostrzeżona przez radnych i włodarzy, by dotacje na sport były jednak wysokie. Bo jak nie klub, to co? Co prawda nie samym sportem człowiek żyje, ale obecnie jesteśmy na terenie Żuromina największym stowarzyszeniem, które daje dzieciom możliwość zorganizowanego spędzenia czasu. Każde dziecko u nas w klubie, to jedno mniej na mieście. Przez taki pryzmat warto popatrzeć. Zatrzymanie młodzieży w klubie jest dość trudne. Pierwsze problemy zaczynają się w wieku 12 lat, kiedy dzieciaki zaczynają się same poruszać po mieście. Gorzej jest od ok. 14 roku życia, tu widać już podział. Część nastolatków zostaje przed komputerem, część rozwija relacje koleżeńskie, pojawiają się sympatie, część próbuje używek i dopiero ta czwarta, ostatnia grupa zostaje w klubie, by dalej grać. Czasem walczymy o jednego czy dwóch chłopaków, w których widzimy talent i potencjał. Trzeba wtedy dużo rozmawiać, motywować, zachęcać do przychodzenia na trening, ale nie zawsze się udaje. To powinni przede wszystkim wiedzieć zwłaszcza ci, którzy dzielą środki, że klub to szansa na odciągniecie młodego pokolenia od złych rzeczy. A Żuromin ma tu niestety niechlubną historię.

Rozmawiała Agnieszka Orkwiszewska

komentarz

Kliknij by dodać komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.