WYWIAD

STANĘLIŚMY NA WYSOKOŚCI ZADANIA

Oddział covidowy w żuromińskim szpitalu został rozwiązany. Na razie nie mamy potrzeby jego dalszego funkcjonowania. Ilu pacjentów było tu hospitalizowanych? Co nowego dzieje się w powiatowej placówce? Na pytania odpowiada dyrektor - dr n. o zdr. Zbigniew Białczak.

Kacper Czerwiński: W większości przypadków, jeżeli chodzi o szpital docierały do nas te złe informacje. Trend jednak się odwrócił. Obecnie chirurgia zbiera same pochwały, pacjenci oddziału covidowego, z którymi rozmawiałem także nie szczędzili dobrych słów.

Zbigniew Białczak: Dziękuję za słowa uznania. Szczególnie cenne dla nas są jednak te, które płyną wprost od pacjentów leczonych na naszym oddziale covidowym – otrzymaliśmy bardzo dużo wiadomości, maili, a nawet nietuzinkowe podziękowania w formie wiersza. Zdecydowana większość pochodzi od pacjentów spoza powiatu żuromińskiego. W szczycie pandemii leczyliśmy pacjentów dosłownie z całej Polski, zespoły ratownicze przywoziły do nas chorych z najbardziej odległych województw, m.in. z województwa dolnośląskiego.

Raz w tygodniu, razem z innymi dyrektorami szpitali, brałem udział w wideokonferencji z wydziałem zdrowia Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie. Omawialiśmy główne problemy z jakimi zmagaliśmy się w czasie pandemii – były to przede wszystkim kwestie związane z personelem medycznym, lokalizacją oddziałów, tlenem, przemieszczaniem pacjentów. Rozmawialiśmy o sprawach technicznych. Podczas jednej z takich rozmów dyrektor pewnego szpitala poprosił o nakreślenie/porównanie wskaźników – tj. liczby pacjentów przypadających na jednego lekarza czy pielęgniarkę. W większości placówek za optymalny uznano wynik, gdzie na 30 pacjentów był jeden lekarz i minimum dwie pielęgniarki. Siedząc przed komputerem zaniemówiłem – w naszym szpitalu przy 30 pacjentach było 5-6 lekarzy i co najmniej tyle samo pielęgniarek.

Jako prezes Związku Pracodawców Mazowieckie Porozumienie Szpitali Powiatowych często mam okazję rozmawiać z dyrektorami innych szpitali. Dowiedziałem się, że w wielu placówkach pacjentom chorym na covid nie wykonywano tomografii komputerowej. Podczas gdy u nas, w Żurominie, było to standardowo wykonywane badanie, każdy pacjent był poddawany kompleksowej diagnostyce RTG. Proszę mi uwierzyć, że przy okazji tych badań wykryliśmy wiele guzów nowotworowych. Lekarz diagnosta, który opisywał wyniki badań nie skupiał się tylko na płucach. Mnóstwo pacjentów, przy okazji wizyty na naszym oddziale covidowym, dowiedziało się o innych ciężkich chorobach.

KC: Dwie osoby, z którymi miałem okazję rozmawiać były hospitalizowane w Żurominie na covid, wcześniej również leżeli w naszym szpitalu i powiedzieli, że było to niebo a ziemia. Pełne zaangażowanie całej załogi i uwaga… dobre jedzenie.

ZB: To prawda, jedzenie naszego szpitala jest słynne na całym Mazowszu. U nas się dobrze jada, bo cały czas mamy swoją kuchnię. Nie korzystamy z outsourcingu, jak większość placówek. Nikt nie przywozi nam gotowego jedzenia, gdzieś z Torunia czy Olsztyna. Wszystkie produkty są świeże. Moim zdaniem, dobrze zbilansowane i smaczne wyżywienie w szpitalu korzystnie wpływa na przebieg leczenia i dalszą rekonwalescencję. Bardzo mnie cieszy, że pacjenci doceniają nasz trud. Dodam, że nie różnicujemy w tym zakresie pacjentów z poszczególnych oddziałów – wszyscy, w tym pacjenci covidowi, jedzą te same posiłki.

Jeżeli chodzi o kadrę medyczną, to również świetnie się sprawdziła. Jeżeli były wolne miejsca informowali mnie o tym, żeby dać znać innym placówkom i im pomóc. Działali na pełnych obrotach z ogromnym zaangażowaniem. Obiema rękami podpisuję się pod tym, że mamy wspaniałą załogę.

KC: Jak długo funkcjonował u nas oddział covidowy?

ZB: Od początku listopada. Proszę pamiętać, że na początku decyzją Wojewody Mazowieckiego cały szpital miał zostać przekształcony w jednoimienną placówkę covidową. Byłem tym przerażony. Cały, świetnie funkcjonujący szpital, z pełnym obłożeniem na oddziale chirurgicznym czy położniczym, mógł się rozpaść, pacjenci z zaplanowanymi zabiegami nie mieliby dostępu do leczenia. Proszę zwrócić uwagę, że powiat żuromiński nie ma swojego ginekologa, wszyscy lekarze przyjeżdżają z ościennych miejscowości. Bałem się, że cały świetnie funkcjonujący zespół lekarski, z najlepszymi chirurgami czy pediatrami, może się rozpaść. Biorąc pod uwagę poważne problemy kadrowe w szpitalnictwie, obawiałem się, że lekarze mogliby już nie wrócić do pracy w naszym szpitalu. Dlatego walczyłem o nasz szpital – były „prośby i groźby”. Negocjowałem, przekonywałem i prosiłem. Mówiłem, że na 72 lekarzy pracujących w Żurominie na palcach jednej ręki policzę „naszych”. Reszta dojeżdża i podczas przekształcenia całego szpitala może się rozjechać na zawsze. Udało się wynegocjować rozwiązanie hybrydowe – musieliśmy przekształcić jeden oddział oraz część izby przyjęć. Mieliśmy przygotowanych 50 miejsc dla pacjentów chorych na covid. Już w połowie lutego mieliśmy zdecydowanie mniej hospitalizowanych, dlatego połowa interny wróciła do pracy. Przed świętami wielkanocnymi fala przybrała na sile, w związku z tym ponownie byliśmy przygotowani na 50 pacjentów. Obecnie zostało nam tylko 5 miejsc obserwacyjnych, oddział covidowy został rozwiązany 17 maja.

Nie ukrywam, że szczyt tej fali był bardzo nerwowy również dla mnie. Wówczas aż 80% hospitalizowanych pacjentów korzystało z tlenoterapii, a przy SARS-CoV2 to jeden z podstawowych sposobów leczenia. Zapasy tlenu były zabezpieczane jedynie na dwa dni. Przyjeżdżałem tu nocą, sprawdzałem poziom zużycia tlenu. Dostawy się opóźniały, musieliśmy być cały czas gotowi na ewentualny transport pacjentów. W pogotowiu była straż pożarna z Płocka, która mogła w nagłym przypadku dostarczyć nam butle z tlenem, choć długo na nich byśmy nie pociągnęli. Na szczęście wszystko udało się dograć. Duże cysterny z tlenem jeździły po całym kraju, a my wyczekiwaliśmy ich z ogromną niecierpliwością. Nie oszczędzaliśmy też na remdesivirze. Mówiłem załodze, że w przypadku koronawirusa koszty nie grają roli.

KC: Ilu pacjentów przez ten okres przyjął nasz szpital?

ZB: Od listopada do 17 maja hospitalizowaliśmy 386 pacjentów.

KC: Wielkie roszady poczynił Pan w ubiegłym rok na chirurgii. Zespół doktora Głowackiego nadal „pędzi”, jak na początku?

ZB: Zdecydowanie, cały czas wykonują szereg operacji. Niedługo minie rok od kiedy dr Szymon Głowacki u nas pracuje. Przez ten czas zmieniło się wiele rzeczy. Ostatnio, dr Głowacki pod okiem profesora jednego z uniwersytetów medycznych, wykonywał u nas pionierski, bardzo skomplikowany zabieg koloproktologiczny, będziemy świadczyć takie usługi dla całego kraju. Do naszego szpitala trafiają nawet pacjenci ze szpitala bielańskiego. Nie mówię już o Płocku, czy sąsiednich miejscowościach. Cały czas się rozwijamy. Tylko podczas jednego miesiąca, w maju, na chirurgii hospitalizowano 148 pacjentów, wykonano 129 operacji oraz 251 badań endoskopii.

To jest tytan pracy, nie boję się tych słów. Przyjeżdżają do nas pacjenci z różnych stron Polski. Przekazują dobre informacje swoim znajomym, którzy później do nas trafiają. Zainwestowaliśmy też w nowy sprzęt. Mamy super-cienki gastroskop, nowy kolonoskop, bronchoskop.

Poza tym, zatrudniamy teraz w szpitalu 4 nowych ortopedów, w tym ordynatora z Iławy czy ordynatora z Ostrołęki, poziom świadczonych usług jest bardzo wysoki.

KC: Dobrze pamiętam, że szpital czeka w najbliższym czasie remont sali operacyjnej, bo ta, którą posiadamy parę wiosen na karku już ma.

ZB: Mamy dwie sale operacyjne i trzecią przy trakcie porodowym – są one dopuszczone do użytku jeszcze na najbliższe dwa lata. Także w najbliższym czasie faktycznie czeka nas remont, którego szacowany koszt wyniesie ok 6-7 milionów złotych. Będziemy podejmować działania zmierzające do pozyskania środków zewnętrznych.

KC: Rozpoczęła się także termomodernizacja. Duży zakres prac, duże wyzwanie. Jak ona wpłynie na pracę szpitala?

ZB: Zakres prac jest bardzo duży. To nie tylko ocieplenie budynku, wymieniamy też grzejniki, punkty świetlne, instalujemy fotowoltaikę. Planujemy również wymianę okien. Zadanie jest ogromne, zwłaszcza teraz chcemy wykonać największą część zaplanowanych prac, kiedy fala epidemii wygasła. W okresie letnim skupimy się na części leczniczej budynku szpitala, ale nawet na chwilę nie zatrzymamy pracy żadnego oddziału – każdy z nich jest tak zlokalizowany, że istnieje możliwość wyłączenia z użytku tylko połowy oddziału, przy jednoczesnym zapewnieniu funkcjonowania drugiej części. Prace remontowe w części zajętej na administrację szpitala mogą być wykonane w sezonie zimowym, priorytetem jest dla nas część lecznicza.

KC: Czekacie również na nowy tomograf, który został sfinansowany przez Urząd Marszałkowski. Czy również tym razem jego instalacja będzie tak widowiskowa, jak poprzednio?

ZB: Sprzęt trafi do nas na przełomie czerwca i lipca (wartość nowego tomografu- 1 mln 640 tys. zł). Z uwagi na rozmiar tomografu, jego montaż faktycznie będzie spektakularny. Będziemy musieli wyburzyć ścianę a tomograf podnieść dźwigiem. Stary tomograf chcemy sprzedać w przetargu. Na koniec, mogę się jeszcze pochwalić, że w czwartek dostaliśmy mobilny aparat RTG (o wartości 400 tys. zł). W Żurominie mamy dziś bardzo nowoczesny sprzęt.

Wiersz od pacjenta:

Był sobie kiedyś w Warszawie jeden gość,

żył sobie spokojnie, wszystkiego miał dość.

Naszły jednak czasy strasznej zarazy,

zamknięto wszystko wprowadzono zakazy.

Turysta uważał, lecz komuś się nie chciało,

specjalnie lub nie, komuś się nakasłało.

Nasz gość pomyślał: „poleczę się w domu,

nie idę do lekarza! Nie mówię nikomu”.

Walczył dni kilka, jednak było coraz gorzej,

dzwoni po pomoc, „Niech mi ktoś pomoże!”.

Ratownik zdecydował: „Leczyć będziemy,

do żuromińskiego szpitala natychmiast jedziemy!”.

Leczenie szpitalne trzeba rozpocząć,

jest w dobrych rękach, teraz może odpocząć.

Z początku było nieźle, normalne objawy,

z czasem pojawiły się pewne obawy.

Zdrowie się sypie, czas szybkich decyzji,

leczenie jest trudne, wymaga precyzji.

Lekarze walczą, trzeba wiele wykonać,

cel wszystkich jest jeden, kryzys pokonać.

Turysta oddaje lekarzom swe zdrowie,

żadnej krytyki, sprzeciwu nie powie.

Po kilku dniach leczenie skutkuje,

pacjent stabilny, zdrowie odbudowuje.

Turysta dochodzi w szpitalu do siebie,

nie jest w pełni spraw, jest ciągle w potrzebie.

Personel na miejscu, bez wołania pomagają,

w codziennych czynnościach chętnie wyręczają.

Turysta dostał wiele pomocy,

nabiera zdrowia ma więcej mocy.

I tak biedak leży, nabiera siły,

mimo okoliczności, pobyt jest miły.

Ciągle powtarza: „Macie pyszne jedzenie”,

to bardzo umila w szpitalu siedzenie.

Turysta w życiu nie widział tyle empatii,

do niektórych nabiera nawet pewnej sympatii.

Ludzie wspaniali, są jak w rodzinie

jak już chorować, to w Żurominie!

komentarz

Kliknij by dodać komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.